Bohemistyka to dobry wybór!
Rozmowa z konsulem honorowym Republiki Czeskiej w Opolu dr. Arturem Żurakowskim
– Bohemistyka nie jest kierunkiem szczególnie obleganym przez studentów, w przeciwieństwie do np. filologii angielskiej. Gdyby miał Pan przekonać młodego człowieka, że warto poznać język i kulturę naszych sąsiadów, jakich argumentów by Pan użył?
– Czechy sąsiadują bezpośrednio z naszym regionem (nieprzypadkowo właśnie w Opolu powstał Konsulat Republiki Czeskiej), a my, niestety, bardzo mało wiemy o tym kraju, o jego mieszkańcach. To nie tylko niezwykle ciekawa kultura, świetnie zorganizowana baza turystyczna, ale i bardzo prężnie działający rynek pracy, otwarty także dla pracowników z Polski. Warunek jest jeden: swobodna komunikacja, a więc znajomość języka czeskiego, która ułatwi podjęcie pracy, co wcale nie jest tożsame z koniecznością emigracji, bo przecież mówimy o terenach pogranicza. I tak już się dzieje, bo w fabryce „Škoda Auto” w Mladá Boleslav większość pracowników to właśnie Polacy. Czescy pracodawcy często organizują swoim pracownikom specjalny transport, ale osoby mieszkające najbliżej granicy często mają do przejechania na tyle niewielką odległość, że korzystają z własnych samochodów.
Rynek pracy w Czechach jest bardzo rozbudowany, to są zakłady przemysłu maszynowego, od produkcji obrabiarek po produkcję maszyn cyfrowych, to przemysł ciężki (hutnictwo, metalurgia), zbrojeniowy (wojna na Ukrainie pokazała, jak dobrze jest rozwinięty), produkcja materiałów budowlanych, przemysł chemiczny, energetyczny – w Czechach działają przecież dwie elektrownie atomowe… To również przemysł samochodowy – oprócz wspomnianej škody Czesi produkują, jako podwykonawcy, zespoły do produkcji innych marek samochodów, jak hyundai-kia i toyota (fabryka w Kolínie).
Ten kraj oferuje naprawdę wielkie możliwości zatrudnienia nie tylko swoim obywatelom, ale i obcokrajowcom, a my, jako najbliżsi sąsiedzi, jesteśmy w sytuacji uprzywilejowanej, bo do Czech mamy blisko. To bezpośrednie sąsiedztwo jest szansą, myślę, że nie w pełni wykorzystaną, dla polskich firm, w tym usługowych, z rejonu pogranicza. Znajomość języka czeskiego na pewno by w takiej współpracy pomogła. Logika zresztą podpowiada, że okazji do współpracy między bezpośrednimi sąsiadami jest dużo więcej, niż między krajami oddalonymi o setki czy tysiące kilometrów – trudniej o bliskie kontakty biznesowe firmy z Opola z firmami estońskimi czy hiszpańskimi na przykład, choć i to się zdarza. Wydaje mi się, że zbyt mało wykorzystujemy atut, jakim jest geograficzne położenie Opolszczyzny sąsiadującej z tak energicznie rozwijającym się, w dodatku stabilnym gospodarczo i bezpiecznym krajem, jakim są Czechy, należące, według Banku Światowego, do 31 najbogatszych krajów świata.
Bohemistyka, co oczywiste, to kierunek idealny również dla osób, które widzą siebie w pracy tłumacza, nie mówiąc już o pracy w dyplomacji.
– Bohemistyka wraca właśnie, po krótkiej przerwie, na Uniwersytet Opolski – rusza nabór na kierunek: bohemistyka antropologiczno-kulturowa, studia umożliwiające nie tylko „poznanie języka czeskiego, ale i mentalności Czechów". Skupmy się na mentalności: czego, Pana zdaniem, moglibyśmy się od Czechów nauczyć?
– Czesi, w przeciwieństwie do nas, potrafią śmiać się sami z siebie, mają do siebie ogromny dystans. W moim przekonaniu Polacy traktują Czechów trochę protekcjonalnie, posługując się stereotypem: całymi dniami siedzą, jak ten Szwejk, nad piwem w knajpie, przygrywa im ludowa kapela… Gdyby tak było, nie mieliby tak świetnie rozwijającej się gospodarki, tak dobrze funkcjonującej komunikacji i służby zdrowia – ten kraj jest po prostu dobrze zorganizowany. Tu absolwent medycyny nie ma kłopotu z dostaniem się na specjalizację (przy okazji, to kolejny argument, że warto studiować bohemistykę), w Polsce, niestety, bywa to bardzo trudne, choćby dla absolwentów stomatologii. Pacjent z kolei nie musi czekać latami na wizytę u specjalisty.
To jest także zupełnie inna, niż nasza, organizacja społeczna. Pamiętajmy, że w przeszłości był to kraj rozbity narodowościowo, borykający się z problemem braku jedności. Dziś jest świetnie funkcjonującym, wielokulturowym państwem, którego obywatele mają bardzo dobry dostęp do opieki medycznej, do edukacji, do satysfakcjonującej pracy (stopa bezrobocia – jedna z najniższych wśród państw Unii Europejskiej). To wszystko sprawia, że jest to kraj przyjazny młodym ludziom zakładającym rodziny, bo gwarantuje im duże poczucie bezpieczeństwa, stabilności, niezależnie od wyniku kolejnych wyborów i skali hojności kolejnych rządzących.
To poczucie stabilności sprawia, że np. żaden Czech nie odbierze w weekend telefonu od pracodawcy – czas „po pracy” jest święty, spędza się go zazwyczaj z rodziną, bo Czesi są bardzo rodzinnym narodem, „na chacie”, czyli wiejskim domu przerobionym na weekendowe siedlisko.
– Jakie stereotypy dotyczące naszych sąsiadów denerwują Pana najbardziej?
– Stereotypy budowane na takim lekkim poczuciu wyższości, które niektórzy z nas mają wobec Czechów, zupełnie bezpodstawnym, wynikającym chyba z kompleksów… Tymczasem Czesi są bardzo merytoryczni, pod każdym względem. Nie przyjadą do Polski, na rozmowy biznesowe, nieprzygotowani, nie znając agendy, branży, zagadnienia, o którym będą dyskutować. To my, na ich tle, jesteśmy chaotyczni, nieprecyzyjni, spontaniczni – czasem nadmiernie. Ta czeska odpowiedzialność ma swoje korzenie w historii, Czechom zawsze było bliżej do niemieckiej gospodarki, stamtąd czerpali wzorce, i to widać w ich sposobie pracy. Zresztą, Niemcy są ich najważniejszym partnerem gospodarczym (Polska drugim), w czym także upatruję sukcesu czeskiej gospodarki.
Tę merytoryczność Czechów doskonale widać w sytuacji trwającej na Ukrainie wojny. Na pomoc ukraińskim żołnierzom ten niewielki kraj przeznaczył już, nie czyniąc wokół tego specjalnego hałasu, pół miliarda euro, a teraz czeskie firmy przygotowują się do powojennej odbudowy Ukrainy, a więc już dziś myślą o przyszłych, korzystnych kontraktach. Mówiąc krótko: oni nie dyskutują jałowo, oni działają.
Czesi bardzo dużo czytają. 80 proc. z nich przeczytało w ciągu roku przynajmniej jedną książkę, a średnio na jednego Czecha przypada 18 książek rocznie (według polskich statystyk rocznie jedną książkę przeczytało 40 proc. naszych rodaków, średnia to poniżej dwóch książek). A skoro nie czytamy, to znaczy, że się nie rozwijamy, bo trudno to robić nie czerpiąc wiedzy z książek czy e-booków… Czesi są także bardzo zdrowym narodem, nie tylko propagują, ale i prowadzą aktywny tryb życia.
– A Pańskie zainteresowanie Czechami – skąd się wzięło?
– Jako pracownik naukowy związany z Uniwersytetem Ekonomicznym we Wrocławiu (zajmowałem się polityką regionalną, w tym tematyką kapitałów endogenicznych po obu stronach granicy) współpracowałem z kilkoma czeskimi ośrodkami naukowymi i urzędami miejskimi, co pozwoliło mi lepiej poznać ten kraj i jego mieszkańców. Turysta, odwiedzając Pragę, przejdzie się Złotą Uliczką, siądzie w restauracji „U Fleků” i wydaje mu się, że wie o Czechach wszystko. Do mnie ta wiedza przychodziła stopniowo, poprzez częste kontakty i podróże powoli odsłaniał się przede mną coraz wyraźniejszy i coraz prawdziwszy obraz naszych sąsiadów. Dlatego, kiedy któregoś dnia odebrałem telefon z ambasady, czy nie zechciałbym zająć się organizacją konsulatu w Opolu, pomyślałem sobie: dlaczego nie? Chciałbym – i wciąż to robię – poznać Czechy jeszcze bardziej i promować w Polsce, bo i ten kraj, i jego mieszkańcy są tego warci.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Barbara Stankiewicz