„Opolskie place wczoraj i dziś oczami Andrzeja Hamady”
Otwarcie wystawy, 5 września 2022 r. Fot. Beata Piotrowska-Piersiak
Muzeum Uniwersytetu Opolskiego zaprasza do odwiedzenia
wystawy „Opolskie place wczoraj i dziś oczami Andrzeja Hamady”. Ekspozycję
można oglądać przed budynkiem Collegium Maius Uniwersytetu Opolskiego, na Pl.
Kopernika
Na wystawę składają się opatrzone barwnymi opowieściami artysty szkice placów i najbardziej charakterystycznych budynków architektonicznych w mieście. Ekspozycja przedstawia historię Opola i rozwój budownictwa w naszym mieście.
Andrzej Hamada jest autorem ponad 200 rysunków. Jego prace to wyjątkowe kompozycje, charakteryzujące się ogromną dbałością o szczegóły, oparte na wielkiej wiedzy historycznej i architektonicznej. Teksty zaprezentowane na wystawie publikowane były na łamach „Indeksu”, pisma Uniwersytetu Opolskiego, z którym nestor opolskich architektów współpracuje od ponad 20 lat.
Zapraszamy do oglądania wystawy.
***
ANDRZEJ HAMADA – architekt i rysownik; projektował przez tyle lat gmachy użyteczności publicznej, i filharmonię potrafił zaprojektować, i domy towarowe po miasteczkach, i sklepy, i kina, a nawet – co wspomina z dumą – piekarnię (było to na początku kariery zawodowej). Wnętrza też ze smakiem urządzał, i w ratuszu opolskim, i w urzędzie wojewódzkim. A ostatnio jedno z merostw paryskich ozdobił własnymi rysunkami. Piękną i giętką kreską rysował tyle razy Opole, opisywał ze znawstwem i czułością ciekawe budowle (nie tylko ukochane zabytki). Tłumaczył, co znaczą detale, skąd pomysły, skąd wzory, skąd florenckie wpływy w mieście nad Odrą: uczył po swojemu historii sztuki, zapraszał do podróży w czasie, tworzył oryginalny przewodnik po mieście, podręcznik architektury z przykładami na wyciągnięcie ręki. Oswajał miasto i pomagał oswajać je innym. Przysługuje mu już pewnie honorowy tytuł civis opoliensis.
Małopolanin z pochodzenia (i po mieczu, i po kądzieli; skąd trafiło pod Przemyśl egzotyczne nazwisko brzmiące trochę z japońska, groźny admirał tak się nazywał, trochę z węgierska – zagadka; zapewne z Węgier właściwych pochodzi, stamtąd przeniesiono je do Górnych Węgier, jak przez wieki nazywano Słowację, a potem do Galicji; Milan Hamada, wybitny słowacki krytyk i teoretyk literatury, też się mógł z zesłowaczonych Madziarów wywodzić), ale urodził się w Gdańsku, wolnym wtedy mieście, gdzie ojciec, po I wojnie tam oddelegowany, pracował w polskiej dyrekcji kolejowej. Z Gdańska zatem, z Tczewa, Gdyni, Radomia, Krakowa, i z Opola. Lwów wojenny też był po drodze, po tułaczce wrześniowej, za pierwszych Sowietów, przez kilka miesięcy tam mieszkał i uczył się w szkole wierszy Tarasa Szewczenki. Poznał obydwie okupacje. Dowiedział się wtedy, że Lwów to starinnyj ukrainskij gorod, a rodzinne miasto – urdeutsche Stadt Krakau. W okupowanym Krakowie chodził do szkoły budowlanej i konspirował (nastoletni akowiec „Kumala” z grupy „Żelbet” podpatrywał od czasu do czasu, co tam pod mostami, dobrze strzeżonymi przez wachmanów, minerzy zakładają, i w którym miejscu, potem rysunki z dokładnie zaznaczonymi ładunkami trafiały w odpowiednie ręce). Nie wyszedł z podziemia. Dotąd się nie ujawnił. Zapamiętał pewnie z dzieciństwa wierszyk Stanisława Jachowicza: Bo mi ojciec mawiał: Synu! / Nie chełp się z dobrego czynu.
Studiował architekturę w Gdańsku, gdzie ojciec i po II wojnie pracował; synowi doradził studia na tamtejszej politechnice, tam znakomici profesorowie, egzulanci lwowscy i wileńscy (wiadomo: Jałta) ściągnęli wtedy. Uczyli porządnie, po wielu latach A. H. zadziwił znajomych Francuzów – pokazał im na prowincji najwyższą nawę główną w katedrze gotyckiej (ponad 48 metrów); pytali, skąd o tym wie (oni nie mieli pojęcia, że w Beauvais takie wysokie sklepienie), przyznał, że na studiach w mieście, za które nie chcieli ginąć ich ojcowie w pamiętnym roku, o tym się dowiedział. Patrzyli z podziwem na uczonego męża, pomyśleli pewnie, że to prawdziwy magister caementariorum i magister lapidorum do nich przyjechał.
Człowiek bywały w świecie i towarzyski; w Paryżu czuje się jak w domu, wina odpowiednie do potraw dobiera niczym smakosz tamtejszy. A do tego homme d’esprit. Pogodny, pewnie dlatego, że każda pogoda go cieszy. Jak zmiana dekoracji w teatrze. Ludziom życzliwy, prawie o nikim – tak wieść niesie – nie mówi źle. Humor ciepły i dobry. Z siebie też czasem żartuje, zabawne zdarzenia sprzed lat pamięta długo i chętnie o nich opowiada. Żartował – z wrodzoną skromnością – że z pisaniem miewał trudności. Bo mnie interesuje przede wszystkim architektura – powtarzał. I przypominał, że przed wojną napisał najkrótsze w dziejach swojej szkoły powszechnej wypracowanie; praca domowa o bohaterze noweli Bolesława Prusa przeszła ponoć do legendy (było to jedno zdanie: Antek był dobrym i dzielnym chłopcem – kilka godzin popołudniowych to zdanie go kosztowało).
I nie poszła w las nauka. Od kilkunastu lat A. H. opisuje ze znawstwem i ze smakiem miasto nieopisane. Setki artykułów większych i mniejszych, pięknie zilustrowanych posłuszną kreską zamieściła opolska prasa. Ciekawa książka, całość w wycinkach, też się ukazała, i to w dwóch językach równocześnie. Kto wie, może pojawią się i następne. Trudno przecież być autorem tylko jednej książki.
Adam Wierciński
Z cyklu: Głowy opolskie