„Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę:  „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”

Lotnisko w Kabulu. Zdjęcia: Archiwum członków grupy ewakuowanej z Afganistanu dzięki akcji UO   

Nie wierzyli własnym oczom, kiedy tuż obok, w tłumie kłębiącym się pod lotniskiem w Kabulu, zastrzelono człowieka. Dzieci zaniosły się krzykiem, kobiety zmartwiały. Jednemu z ich grupy talib przystawił broń do skroni. Siostra zasłoniła go własnym ciałem. – Jeśli coś chcesz mu zrobić, to najpierw musisz zrobić to mnie – powiedziała. To był moment najczystszej grozy. Talib odstąpił.

Wojna, terror, śmierć. „Wyciągnijcie nas z tego piekła”

O tym, co dzieje się w Afganistanie, że sytuacja staje się z dnia na dzień coraz bardziej dramatyczna, pracownicy Uniwersytetu Opolskiego zaangażowani w program Erasmus wiedzieli od tygodni. Pracownik uczelni, Afgańczyk mieszkający w Opolu od kilku lat, był w stałym kontakcie ze swoją rodziną w Afganistanie. Informacje od krewnych były coraz bardziej dramatyczne. To wojna, terror,  śmierć – pisali.

Po 16 sierpnia rozpaczliwie maile zaczęły napływać od studentów, którzy w ostatnich latach spędzili semestr na Uniwersytecie Opolskim w ramach programu Erasmus. Pisali do człowieka, z którym podczas swojego pobytu w Opolu spędzali mnóstwo czasu – do doktora Michała Wankego z Instytutu Językoznawstwa UO, koordynatora Erasmus+ na Wydziale Filologicznym UO. „Byliśmy u was, pamiętacie? Pomóżcie nam. Zabierzcie nas stąd! Wyciągnijcie nas z tego piekła” – błagali.

– Jesteśmy jedyną uczelnią w  Polsce, która współpracuje z Afganistanem w ramach Programu Erasmus+ i nie wyobrażałam sobie, byśmy mogli pozostać obojętni na to, co dzieje się teraz w tym kraju – mówi Halina Palmer-Piestrak, koordynatorka uczelniana Programu Erasmus+ na UO. - Takich maili nie mogliśmy, nie byliśmy w stanie, nie chcieliśmy ignorować – z trudem kryje emocje.  – Zastanawialiśmy się, co robić. I wtedy pojawił się impuls w postaci informacji, że dzięki pewnej wolontariuszce z Warszawy powiodła się ewakuacja rodziny pracownika afgańskiej uczelni wyższej, która współpracowała z naszym uniwersytetem. Ta wolontariuszka zwróciła się wcześniej do Michała Wanke z prośbą o weryfikację informacji na temat związków z Polską tego człowieka: to było konieczne, by mógł zostać wciągnięty na listę ewakuacyjną. Udało się.

We wtorek 17 sierpnia nadeszła informacja, że on i jego bliscy zostali uratowani. I wtedy pojawiła się myśl, by zapytać ową wolontariuszkę, czy nie zechciałaby pomóc w zorganizowaniu akcji sprowadzenia do Polski „naszych”  osiemnastu Afgańczyków.

-  Napisałam do niej, a ona odpowiedziała: mamy mało czasu, potrzeba wielkiego zaangażowania dużej grupy osób. Jeśli macie taki potencjał, powiem wam, co robić i działamy.

Maile do wszystkich, wszyscy pomagają

Machina rusza w czwartek rano, 19 sierpnia. Halina Palmer-Piestrak, Michał Wanke i kilka innych osób uruchamiają wszelkie możliwe kontakty do posłów, ministrów, ambasadorów, członków Parlamentu Europejskiego, prywatnych znajomych, wolontariuszy organizacji humanitarnych, słowem do wszystkich, którzy mogą być decyzyjni w sprawie lub są w stanie przekazać ją wyżej.

Rektor UO prof. Marek Masnyk podpisuje list, w którym prosi o wszechstronne wsparcie akcji. Pisze między innymi: „Zwracam się z apelem o udzielenie wszelkiego wsparcia w ewakuacji z Afganistanu członków rodziny naszego długoletniego pracownika (…). Ponad sześcioletnia służba w administracji programów wymian w Uniwersytecie Opolskim (…) i praca przy projektach wymiany studenckiej z afgańskimi uczelniami, dzięki którym do Opola przyjechało studiować kilkanaścioro młodych ludzi, stawia osoby z jego najbliższego otoczenia w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Fundamentalistyczny reżim przejmujący przemocą władzę w Afganistanie zapewne wyciągnie konsekwencje wobec rodziny [naszego pracownika] za ścisłe związki ze światem zachodu i aktywne działanie na rzecz edukacji, zwłaszcza kobiet, które stanowiły połowę grupy naszych studentów.

Zwracam się także z prośbą o ewakuację z Afganistanu studentów, którzy studiowali przez semestr w UO. Są wśród nich kobiety, dla których ekspozycja na demokratyczne wartości Zachodu, w obliczu przejęcia władzy w Afganistanie przez talibów, stanowi teraz dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Wśród sześciorga naszych studentów potrzebujących pomocy są aktywistki, współpracownicy i współpracowniczki demokratycznych organizacji pozarządowych, którzy właśnie ze względu na swoją aktywność w ojczyźnie zostali wyłonieni spośród setek kandydatów do stypendium w UO w latach 2016-2019.”

Przygotowywane są informacje na temat osiemnastu osób, które mają być ewakuowane – przede wszystkim sposoby kontaktu z nimi i numery paszportów.

Maile wysyłane z prośbą o pomoc muszą być krótkie, zawierać tylko niezbędne, ale kompletne dane.

– Poinstruowano nas, że urzędnik w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych czy Ministerstwie Spraw Zagranicznych będzie miał dosłownie minutę na przeczytanie tej wiadomości, bo podobnych trafi do niego setki, i wszystkiego, co najważniejsze, musi dowiedzieć się błyskawicznie – mówi Halina Palmer-Piestrak.

Do godziny piętnastej 19 sierpnia maile trafiają do adresatów, od nich idą dalej.

Nadchodzą odpowiedzi. Dzwoni wiceszef MON Marcin Ociepa, który radzi: wyślijcie wszystko na adres centrum operacyjnego MSZ, które zajmuje się sprawami ewakuacyjnymi, z dopiskiem, że wszystko jest ustalone z ministrem Marcinem Przydaczem z MSZ.

Nie rozdzielajcie się

Osiemnastce Afgańczyków przekazywane są poprzez komunikatory instrukcje, jak się zachować.

Musicie dotrzeć na lotnisko w Kabulu, do określonego punktu i nigdzie indziej.

Zabieracie tylko wodę, prowiant, paszporty, telefony i powerbanki.

Nie rozdzielacie się pod żadnym pozorem.

W tłumie pod lotniskiem musicie się wyróżnić: na prawych rękawach umieśćcie dużą literę P.

Wyślijcie nam wasze zdjęcia, a my prześlemy je polskim służbom na lotnisku w Kabulu.

Napiszcie na czymkolwiek „University of Opole” i trzymajcie napis w górze. 

- W piątek rano otrzymaliśmy do wypełnienia arkusz z danymi naszych Afgańczyków – relacjonuje Halina Palmer-Piestrak, która – z Michałem Wanke będącym w Opolu - współkoordynowała akcję z… wakacji w górach. – Pytano między innymi o lokalizację tych osób. Podaliśmy jedynie, że znajdują się w odległości około 40 kilometrów od lotniska. To dawało szanse, że na to lotnisko jakoś dotrą. 

W piątek wieczorem rozdzwoniły się telefony Haliny i Michała. Afgańczycy, szczęśliwi choć ciągle przerażeni informowali, że otrzymali informacje o wciągnięciu ich na listę ewakuacyjną. Te informacje zweryfikowała jeszcze ambasada polska w New Delhi.

Teraz pozostało przedostać się na lotnisko i przejść przez kontrolę Talibów. Czy śmiertelnie niebezpieczna część akcji…

Tu ogromnie pomaga fundacja ICAD, udzielająca m.in. pomocy humanitarnej; jej przedstawicielka kontaktuje się z organizatorami akcji w Opolu. – Powiedziała nam, że fundacja ma w Afganistanie wolontariuszy, którzy pomagają miejscowym dostać się na lotnisko, udostępniają mapy… Wytłumaczyła nam, jaka jest ścieżka ewakuacji i że nasi ludzie muszą trafić do konkretnego punktu na lotnisku, skąd polskie służby prowadzą ewakuację.

Tymczasem dwie starsze osoby, wciągnięte na listę, decydują się pozostać w Afganistanie. – Jedna z nich została ranna, gdy chciała pomóc komuś z rodziny, stratował ją tłum – mówi Halina Palmer-Piestrak.  – Być może ci ludzie obawiali się, że będą opóźniać grupę, że nie dadzą rady… Postanowili, że zostają.

Godziny bez kontaktu

Reszta grupy podejmuje próbę dostania się na lotnisko. Przez kilka godzin nie ma z nimi kontaktu. To w Opolu godziny niepewności i strachu.

Wreszcie nadchodzą pierwsze relacje poprzez komunikatory internetowe. Są szokujące.

„Opolscy” Afgańczycy nie wierzą własnym oczom, kiedy tuż obok, w kłębiącym się tłumie, zastrzelony zostaje człowiek. Dzieci zanoszą się przeraźliwym krzykiem. Mężczyzna z grupy otrzymuje cios kolbą karabinu w twarz. Talib przystawia mu broń do skroni. Siostra zasłania go własnym ciałem. – Jeśli coś chcesz mu zrobić, to najpierw musisz zrobić to mnie – krzyczy. To był moment najczystszej grozy.

Potem zaczęły przychodzić zdjęcia. Tłum pod lotniskiem. Nasza grupa razem, w komplecie – to cud! Dzieci w wieku od dwóch do jedenastu lat, maluchy na ramionach rodziców. Może za chwilę będą pod opieką żołnierzy.

 - To był moment, kiedy pomyślałam, że nie wytrzymam, że nie dam rady z emocjami  - mówi pani Halina. Poprosiła Michała, by ją zastąpił i przejął kontakt z grupą.

Kilka godzin później nadchodzi informacja: po wielokrotnych próbach grupa przeszła przez posterunki Talibów! Jest bezpieczna pod opieką polskich i amerykańskich komandosów. W Opolu wszyscy wzdychają z ulgą, adrenalina opada. 

Czterech studentów ląduje w Polsce w niedzielę 22 sierpnia, dziesięcioosobowa rodzina oraz dwie studentki – w poniedziałek nad ranem.  Zostają umieszczeni w ośrodkach rządowych.

 Nie zostawimy ich samych

- W najbliższym czasie na Uniwersytecie Opolskim odbędzie się robocze spotkanie, podczas którego rozważone będą wszelkie możliwości pomocy – mówi Halina Palmer-Piestrak. – Pierwsze deklaracje wsparcia mamy od miasta, od samorządu województwa, organizacji świadczących różnoraką pomoc. Trzeba wszystkie te dobre sygnały skoordynować i zrobić, co się da. Wiem, że ewakuowane studentki już zaaplikowały o możliwość nauki na UO. Po upływie miesiąca wszyscy dostaną karty pobytu w Polsce. To ludzie wykształceni, którzy w Afganistanie mieli określony status społeczny. Z pewnością będą chcieli budować tu swoje życie od nowa. Bo tam zostawili wszystko. Uciekli w tym, co mieli na sobie. 

Na razie ocaleni Afgańczycy odbywają w ośrodkach obowiązkową dziesięciodniową kwarantannę w związku z pandemią Covid-19. Otrzymują tam wszelkie informacje na temat swoich praw i obowiązków w związku z sytuacją, w jakiej się znaleźli.

- Spodziewamy się ich przyjazdu do Opola, czekam na to spotkanie, podobnie jak chyba cała nasza społeczność akademicka – mówi Halina Palmer-Piestrak.  – Ciągle dostajemy od nich wiadomości, jak bardzo są wdzięczni, że ocaliliśmy im życie. Przychodzą maile z całej Polski. Znajomi piszą: zainspirowaliście nas. Chcą pomóc, oferują wszelkie wsparcie, w tym psychologiczne.

Dopiero teraz ma chwilę na przeanalizowanie swoich emocji.

– Ostatnie dni to był straszny lęk o tych ludzi i niepewność, także co do tego, czy słusznie postępujemy – mówi. – Okropne było myślenie, co byłoby lepsze czy może raczej gorsze: zostawić ich tam bez pomocy, w obliczu grożących im represji i śmierci, czy pomagać w ewakuacji i narazić na śmiertelne niebezpieczeństwo na lotnisku? Czuliśmy się za nich odpowiedzialni, nie tylko jako ludzie, ale też jako instytucja. Bo to my umożliwiliśmy im pobyt w Polsce, studia na naszym uniwersytecie, implikując w ten sposób pewne określone konsekwencje, jakie mogły ich za to spotkać w Afganistanie; pamiętajmy, że nasze studentki były aktywistkami na rzecz praw kobiet w tym kraju. Ktoś podczas tej akcji przytoczył cytat z Antoine’a de Saint-Exupery’ego,  w którym lis zwraca się do Małego Księcia: „Ludzie zapomnieli o tej prawdzie, lecz tobie nie wolno zapomnieć. Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś”. Czuliśmy się odpowiedzialni, dlatego spróbowaliśmy pomóc. Udało się dzięki ogromnemu zaangażowaniu i determinacji wielu osób tu, w Polsce i dzięki wielkiej woli życia i odwadze ewakuowanych w Afganistanie. Radość i ulga nie do opisania.

****

Uniwersytet Opolski jako jedyna uczelnia w Polsce współpracuje z uczelniami z Afganistanu w ramach Programu Erasmus+. W latach akademickich 2016-2019 UO współpracowało z 5 uczelniami afgańskimi: Taj Institute of Higher Education, Salam University, Kabul University, Rana University, Kardan University.

Na przestrzeni tych lat zrealizowano łącznie 37 mobilności studentów i pracowników.

Tekst: Beata Łabutin

   

5
5
5
5
5
.