Najsprawniej śledztwo prowadzi... reżyser

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Najsprawniej śledztwo prowadzi... reżyser

Dr Rafał Wielki (fot. Sylwester Koral)

Z dr. Rafałem Wielkim, adiunktem w Instytucie Nauk Prawnych, zastępcą dziekana, opiekunem Koła Naukowego Kryminalistyki i Kryminologii przy Wydziale Prawa i Administracji rozmawia Barbara Stankiewicz.

– Lubi Pan kryminały?

– Szczerze mówiąc, nigdy nie byłem zapalonym czytelnikiem powieści kryminalnych… Za to dość szybko zafascynowałem się kryminalistyką, bo jest to nauka interdyscyplinarna, bazująca m.in. na elementach biologii, chemii, fizyki, i oczywiście prawa. Kiedy zaczynałem w 2010 r. studia prawnicze na naszym Wydziale Prawa i Administracji, myślałem o pracy w policji, ale zniechęciłem się do tego pomysłu w trakcie praktyk studenckich. Dotarło do mnie, że po ukończeniu studiów czeka mnie trzyletnia służba przygotowawcza, po odbyciu której wcale nie jest pewne, że docelowo będę się zajmować kryminalistyką. Ścieżka zawodowa w policji jest bardzo specyficzna, a na uczelni jest miejsce na swobodę twórczą, więc chyba dobrze się stało.

– Pana dziedzina stała się ostatnio bardzo popularna za sprawą seriali kryminalnych, a jest ich w telewizji mnóstwo. Z programu telewizyjnego wypisałam tylko niektóre – CSI: Kryminalne zagadki Miami, Lab, Sprawiedliwi, Kryminalni, Policjantki i policjanci, Malanowski & Partnerzy, Chyłka-Rewizja, Szadź… Ze starszych – Columbo, Gliniarz i prokurator, Detektyw Monk… No i oczywiście serial o detektywie w sutannie, czyli Ojciec Mateusz. Filmowa rzeczywistość różni się chyba mocno od prawdziwej pracy organów ścigania?

– Z naturalnych względów – bo jest mało atrakcyjna – w filmach jest zupełnie pominięta procedura karna. Tam jedna osoba zajmuje się zabezpieczeniem śladów, pościgiem za przestępcą, najlepiej z bronią w ręku, analizą dowodów w laboratorium… W rzeczywistości role są ściśle określone: technik kryminalistyki zabezpiecza ślady na miejscu zdarzenia, a także fotografuje je i opisuje, całe postępowanie prowadzi funkcjonariusz dochodzeniowo-śledczy, pilnując procedury, w laboratorium ślady zabezpieczone przez technika są poddawane badaniom przez biegłego… A wszystko, na końcu, spina w całość prokurator, który przed sądem stara się udowodnić podejrzanemu winę.

– Zacznijmy od zabezpieczenia śladów na miejscu zdarzenia. W filmie oględzin miejsca dokonuje np. doskonale ubrana kobieta, w szpilkach, albo dość niechlujny mężczyzna w pomiętym garniturze, z papierosem w ustach…

– Tymczasem technik zabezpieczający ślady pracuje w kombinezonie ochronnym, rękawiczkach, na ustach ma maseczkę, bo podczas zbierania śladów musi być zachowana wielka staranność, nie można dopuścić do ich kontaminacji, czyli zanieczyszczenia, co jest szczególnie istotnie w przypadku śladów biologicznych, a więc np. śladów krwi czy spermy. Przy czym tego materiału musi być odpowiednia ilość, nie wystarczy mała plamka krwi, aby zidentyfikować sprawcę, to też filmowa fikcja. Inaczej niż w filmie wygląda też zabezpieczanie broni palnej – filmowy Brudny Harry podnosi ją z ziemi ołówkiem, nie sprawdzając, czy jest bezpieczna, nie dba też specjalnie o to, że może zniszczyć ślady… Bardzo często widzimy, że ślady biologiczne zdjęte z miejsca zdarzenia lądują w foliowej, tzw. strunowej torebce, podobnie zresztą jak broń palna. To bzdura, bo zabezpieczone ślady biologiczne muszą trafić do papierowej koperty (w foliowej torebce po prostu „umierają”, a więc stają się bezużyteczne), a broń – do specjalnego pojemnika, w którym będzie unieruchomiona.

Nierealne jest też, co oczywiste, filmowe tempo badań – widzimy, że śledczy dzwoni do biegłego, a ten nie dość, że momentalnie kojarzy, o jaką sprawę chodzi, choć ma tych badań setki, to jeszcze błyskawicznie, przez telefon, przekazuje swoje ustalenia. Zdarzenie było rano, a opinia jest już wieczorem. Tymczasem na wynik badania często trzeba czekać tygodniami, a nawet miesiącami.

– Mamy próbkę krwi znalezionej na miejscu przestępstwa, biegły dokonał analizy DNA, śledczy zasiada przed komputerem, na ekranie wyskakuje lista potencjalnych podejrzanych… Podobnie dzieje się w przypadku odcisków linii papilarnych. Tak to wygląda w rzeczywistości?

­– W Polsce nie tworzy się baz populacyjnych każdego obywatela, jest natomiast Baza Danych DNA, dawniej zwana bazą GENOM, zawierająca dane osób, które miały konflikt z prawem, i to nie wszystkich, bo przecież nie od każdego podejrzanego pobiera się próbki DNA. Kiedy już, w trakcie śledztwa, mamy wytypowane grono podejrzanych, wystarczy porównać ich DNA z DNA pobranym z miejsca zdarzenia. Dotyczy to w głównej mierze przestępstw na tle seksualnym. Badania DNA są też stosowane w sprawach cywilnych, np. przy ustalaniu ojcostwa. I będą stosowane coraz częściej, bo są coraz tańsze. Kilka lat temu Szwajcarzy opracowali takie urządzenie dla jednostek policji – koszt jednego badania tym urządzeniem to kilkanaście dolarów.

– Ważną postacią w filmie kryminalnym jest świadek zdarzenia, który na ogół jest bardzo spostrzegawczy – w ciągu paru sekund jest w stanie dostrzec tatuaż na czyjejś ręce, nietypowy kształt ucha, pamięta też dokładnie, która w tym momencie była godzina, bo zegar na kościelnej wieży akurat wybijał północ…

– Z badań prowadzonych w ciągu ostatnich dziesięciu lat wynika, że jest dokładnie odwrotnie: świadkowie na ogół wiele szczegółów pomijają, bo ich zwyczajnie nie zauważyli, a portrety pamięciowe sporządzone w oparciu o ich zeznania tylko w przybliżeniu dają obraz pomocny w identyfikacji portretowanego człowieka. Dlatego wielu specjalistów postuluje, żeby bardziej skupić się na poszukiwaniu dowodów materialnych, a niekoniecznie polegać na pamięci świadka. A dowody materialne to także ślady obuwia, ślady opon pojazdu, ślady mechanoskopijne, czyli np. ślady z framugi drzwi na wytrychu, którym te drzwi otworzono, oraz oczywiście ślady cyfrowe – pozostawione w komputerze, dyktafonie, telefonie komórkowym. W filmach widzimy, jak policjant bierze telefon podejrzanego, przegląda SMS-y, zdjęcia, sprawdza listę połączeń… Taki dowód sąd uznałby za mało wiarygodny ze względu na ryzyko manipulacji, bo telefon należało zabezpieczyć w laboratorium, zrobić kopie danych – właśnie dlatego, żeby uniknąć zarzutu o manipulację –użyć tzw. blokerów, które zapobiegają wprowadzeniu nowych danych… Ta zasada dotyczy wszystkich nośników elektronicznych. Zdarza się, że np. rodzice kłócą się o to, kto będzie sprawować opiekę nad dzieckiem i wśród dowodów świadczących na niekorzyść współmałżonka przedstawiają nagrania wywoływanych przez niego awantur. W trakcie analizy takich nagrań często okazuje się, że zostały one spreparowane z wielu drobnych, domowych kłótni tak, aby potwierdzić niebywałą agresję drugiej strony. Biegły jest w stanie ustalić, że dokonano manipulacji – bo każdy plik ma swoją unikatową sumę kontrolną, samo włączenie i wyłączenie urządzenia może spowodować zmiany tej sumy.

– A moja ulubiona scena z filmu kryminalnego: oświetlona „policyjnym” światłem świeżo wyszorowana kuchnia cała w plamach krwi…

– Są takie urządzenia kryminalistyczne, dzięki którym biologiczne ślady, nie tylko krew, można ujawnić nawet po latach. … Na przykład, na miejscu zdarzenia powszechnie stosuje się luminol, czyli substancję chemiczną, która wchodzi w reakcję z krwią, także tą pościeraną – po kilkunastu minutach od spryskania luminolem, oczywiście przy zgaszonym świetle i zaciągniętych żaluzjach, w miejscach, gdzie była krew pojawia się poświata.

–W jednym z filmów kamera monitoringu zarejestrowała twarz przestępcy odbitą w źrenicy ofiary…

– To musiałaby być kamera o potężnej rozdzielczości… Może kiedyś będzie to możliwe, bo już dziś, np. w Singapurze czy Chinach, możliwa jest – i powszechnie stosowana w ramach systemu inwigilacji, czyli Social Credit System – identyfikacja osób na podstawie kształtu nadgarstka, kształtu ucha…

– Policjanci często narzekają, że pod wpływem seriali kryminalnych ludzie mają nierealne oczekiwania wobec pracy policji…

– To nawet ma swoją nazwę: efekt CSI (nazwa wzięła się od tytułu popularnego serialu kryminalnego).Człowiek wzywa policję, bo włamali mu się do piwnicy i oczekuje, że za chwilę pół komendy się zjedzie, z całą furą sprzętu. A przyjeżdża biedny technik kryminalistyki, przez pół dnia zabezpiecza ślady, a i tak sprawcy nie udaje się znaleźć… Ale popularność seriali kryminalnych wpłynęła też na wzrost zainteresowania kryminalistyką wśród studentów, co obserwuję podczas zajęć naszego Koła Naukowego Kryminalistyki i Kryminologii. Mamy małe laboratorium kryminalistyczne, wyposażone m.in. w podstawowy sprzęt służący do zabezpieczania śladów, w tym walizkę oględzinową i widzę, z jaką pasją studenci zdejmują ślady linii papilarnych, opon, obuwia… Czasem, zwłaszcza podczas festiwali nauki i odwiedzin w szkołach średnich, pokazujemy np. symulację oględzin miejsca zabójstwa, tworzymy konkretne casusy, czasem podrzucam studentom fałszywy trop…

Ulubionym motywem twórców seriali kryminalnych są morderstwa. Sądząc po liczbie zabójstw, do których dochodzi w samym Sandomierzu (Ojciec Mateusz) – żywych mieszka tam już niewielu… Tymczasem, jak czytam, w Polsce rocznie notuje się ok. 1 tys. zabójstw, a policja najczęściej poszukuje sprawców kradzieży i włamań.

– Zabójstwa są, w sensie filmowym, bardziej widowiskowe, ale w rzeczywistości, wbrew pozorom, to sprawy bardzo proste – 70 proc. z nich to zabójstwa w afekcie, a sprawca pozostaje na miejscu zdarzenia, jest w szoku, np. nadal trzyma nóż… Dominują kradzieże, włamania, ale i przestępstwa gospodarcze – oszustwa, przestępstwa skarbowe, podatkowe, najczęściej dokonywane przy wykorzystaniu komputera. Mam na myśli np. wyłudzanie danych osobowych i zaciąganie kredytu w imieniu ofiary. Ludzie bardzo często nie mają świadomości, jak wiele śladów zostawiają w cyberprzestrzeni, dzielą się swoim życiem z całym światem, co bardzo pomaga przestępcom wytypować potencjalną ofiarę – to oczywiście działa w obie strony: media społecznościowe to darmowa baza danych dla policji, bo przestępcy też bywają niefrasobliwi, dzięki czemu łatwiej ich namierzyć.

W jednym z azjatyckich uniwersytetów prowadzone były badania dotyczące zdjęć zamieszczanych w mediach społecznościowych, na których ludzie pokazują znak victorii – okazało się, że jeśli zdjęcie jest dobrej jakości, linie papilarne są na tyle wyraźne, że można dzięki nim uzyskać dostęp do telefonu czy komputera tej osoby i np. zaciągnąć w jej imieniu kredyt, uzyskać dostęp do danych wrażliwych i ją szantażować… Zaciekawiło mnie na to na tyle, że próbowałem sprawdzić, czy to naprawdę możliwe odczytać ślady linii papilarnych ze zdjęcia. Jest to trudne, ale da się!

– Jaki kraj, takie metody. Polskie, wciąż niezawodne, niestety, to wciąż metoda na wnuczka i policjanta… A przestępstwa korupcyjne, którym poświęcił Pan swoją pracę doktorską?

– Temat podsunął mi mój promotor, zmarły niedawno prof. Jerzy Konieczny. Wydawało mi się to mało atrakcyjne, wręcz nudne, chciałem pisać o sprawach kryminalnych, ale nie żałuję. W sprawach korupcyjnych bardzo duże znaczenie ma analiza kryminalna, budowanie sieci i map powiązań: kto kogo zna, czy konkretne spółki nie są ze sobą powiązane, czy dany numer peselu nie figuruje też w rejestrach gospodarczych innej spółki… W takich sprawach rzadko mamy do czynienia z dowodami materialnymi, trzeba przetworzyć masę informacji, także tych wygrzebanych w internecie, w mediach społecznościowych… Mój kolega z kancelarii prawnej, zajmującej się windykacją długów, usiłował wyegzekwować dług od człowieka, który uparcie twierdził, że nie posiada żadnego majątku. Ale był na tyle nieostrożny, że na jednym ze zdjęć zamieszczonych w internecie pozował na tle okazałego budynku. Mój kolega tak długo studiował mapy, przeglądał księgi wieczyste, aż udowodnił, że dłużnik jest właścicielem tego domu.. Tak więc piramidy finansowe nadal mają się dobrze, tyle że coraz częściej dotyczą kryptowalut. Obietnica szybkich i wielkich zysków powinna być dla nas ostrzeżeniem: żeby dużo zarobić, trzeba dużo zainwestować, cudów nie ma, a jeśli ktoś twierdzi inaczej, to możliwe, że chce nas oszukać.

– A jak wygląda współpraca naukowców zajmujących się kryminalistyką z praktykami?

– W Polsce, niestety, tej współpracy praktycznie nie ma. W innych krajach – jak najbardziej, policja udostępnia akta sprawy, z którą ma kłopot, nawet studentom, licząc na świeżość ich spojrzenia, odwagę pomysłów. My nie mamy dostępu do akt, ani policyjnych, ani sądowych, pracujemy na fikcyjnych, przez nas sporządzonych w celach ćwiczeniowych.

– Dziękuję za rozmowę.

***

Dr Rafał Wielki – doktor nauk prawnych, autor rozprawy doktorskiej Analiza informacji w zwalczaniu przestępstw korupcyjnych obronionej pod opieką prof. Jerzego Koniecznego, wyróżnionej przez Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne oraz Radę Naukową Uniwersytetu Opolskiego. Adiunkt w Instytucie Nauk Prawnych oraz zastępca dziekana Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Opolskiego w kadencji 2020–2024. Autor i prelegent licznych szkoleń dla administracji publicznej z zakresu kryminalistycznej analizy informacji oraz wykładowca studiów podyplomowych w zakresie rozpoznawania, zapobiegania i zwalczania cyberprzestępstw popełnianych na szkodę banków oraz ich klientów w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. Autor dwóch monografii naukowych oraz kilkunastu artykułów naukowych z zakresu kryminalistyki. Członek Rady Naukowej Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dr. J. Sehna w Krakowie [ORCID: 0000-0002-0703-5367].

Tekst ukazał się w czerwcowym numerze Pisma uniwersyteckiego "Indeks" 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

.