Wracamy na łamy. Rozmowa z dr. hab. Sławomirem Czapnikiem z WNoPiKS

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Wracamy na łamy. Rozmowa z dr. hab. Sławomirem Czapnikiem z WNoPiKS

Z dr. hab. Sławomirem Czapnikiem, prof. UO z Instytutu Nauk o Polityce i Administracji Wydziału Nauk o Polityce i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Opolskiego, rozmawia Barbara Stankiewicz.

– Dotarły do Pana jakieś odgłosy wywołane tekstem z „Przeglądu”? Przypomnę, że był to List otwarty do mojej 16-letniej Córki, w którym pisze Pan m.in.: Polska to kraj agresji i alkoholu. Mam nadzieję, że jak najwięcej młodych ludzi stąd wyjedzie. I nigdy nie wróci. Te, które ja odebrałam, można streścić tak: albo autor bardzo odważny, albo się rozstał z instynktem samozachowawczym, oby tylko na chwilę. No i straszny, śmiercionośny epitet: lewak.

Jarosław Kaczyński mówił, że po objęciu przez PiS władzy jest więcej wolności niż kiedykolwiek, ja zatem z niej ochoczo korzystam. A przecież, jak wiemy z utrzymywanej z naszych pieniędzy TVP, prezes się nigdy nie myli! I to by się zgadzało. Wolno biznesowi i państwu bezkarnie wyzyskiwać pracowników, wolno lżyć gejów, politykom w garniturach i w sutannach wolno kontrolować intymne sprawy ludzi, biskupom wolno tuszować skandale pedofilskie kleru, bandytom w dresach i mundurach wolno bić dziewczynki i kobiety, nacjonalistom, rasistom i neofaszystom wolno swobodnie działać. Zawrót głowy od sukcesów wolności.

Jako że nasze ministerstwo ogłosiło ofensywę chrześcijaństwa w edukacji i nauce, a mój przyjaciel, gorliwy katolik, nazywa mnie podążającym za Chrystusem, więc na potrzeby tej rozmowy będę w pierwszym szeregu owej ofensywy. Niech zatem, niczym w Kazaniu na Górze, moje słowo będzie tak – tak, nie – nie.

Powiem jasno i dobitnie: zostałem uczonym i nauczycielem akademickim dlatego, że poszukuję tradycyjnych wartości: Dobra, Prawdy i Piękna. Nająłem się za psa łańcuchowego rozumu w służbie wolności. Ja mogę klęczeć przed moją partnerką, ale nigdy nie padnę na kolana przed żadnym duchownym ani politykiem: obojętne z jakiej partii by on nie był. Jestem dumny, że wywodzę się z klasy chłopskiej i robotniczej. Nie służę Kasi Tusk i Annie Lewandowskiej, ale służę – a przynajmniej staram się służyć najlepiej, jak potrafię – sprzedawczyni z Żabki, która mi przygotowuje wegańskiego hot-doga, pani z ZUS-u, która wstaje o czwartej rano, by zdążyć na szóstą do pracy, opiekunce DPS-u, która zmienia pampersy podopiecznym. Wymieniłem tylko kobiety, bo jakieś dwie trzecie osób, które uczę, to kobiety właśnie. I to na ich pracy opiera się to społeczeństwo, a nie na żenujących popisach partyjnych demagogów. Stąd mój okrzyk wojenny: wara od moich studentek!

– W ugruntowanych demokracjach presja opinii publicznej potrafi wymusić dymisję dostojnika zamieszanego w skandal czy nawet tylko w dwuznaczne okoliczności. U nas skandale przechodzą bez kadrowego skutku, media przez tydzień-dwa powydziwiają, że coś jest porażające i na tym koniec. W czasach PRL-u opinię publiczną udawały partyjne gazety, ale to miało się skończyć w nowym ustroju. Co musi się stać, aby opinia publiczna w Polsce nabrała mocy, a doświadczanie wstydu skłaniało do dymisji?

Politycy zwykle są albo nieudolni, albo podli, więc liczenie na ich wstyd to jak przekonywanie wilka do weganizmu. Liczy się presja społeczna. Polacy nie mają poczucia sprawczości, sądzą, że – jak śpiewało Wzgórze Ya-Pa-3 – Ci z góry to mafia, / Rządzą tym krajem, / Tak, aby wszyscy zarżnęli się nawzajem. Obecne protesty kobiet wykażą, czy w przewidywalnym czasie presja opinii publicznej będzie miała jakieś znaczenie, czy też słuszny bunt przeciw skazywaniu ludzi na cierpienie będzie zdławiony represjami.

– W demokracji (u nas co cztery lata) dureń i mędrzec mają taką samą siłę głosu. Większość z nas nie należy do żadnej z tych kategorii (choć wyniki niektórych głosowań mogą temu przeczyć). Co ma największy wpływ na wyborcze decyzje statystycznego obywatela?

Co do zasady, ludzie głosują zgodnie ze swoimi interesami, kierując się nadzieją na lepsze jutro, a także głosują przeciw tym, których się boją. Powtórzmy za Marksem, że nie świadomość określa byt, ale byt określa świadomość. PiS nigdy by nie wygrał, gdyby nie 500+ czy trzynaste emerytury. Duża część jego elektoratu może przepłynąć do partii, które zaproponują lepszy socjal. Zresztą w politycznym DNA PiS, jak wskazuje sama nazwa partii, jest ideologia prawa i porządku, a nie kwestia praw socjalnych.

– Chyba władza nie lubi samodzielnie myślących obywateli. Taki wniosek wynika z tolerowania anachronicznego modelu polskiej szkoły publicznej: z jej programami nauczania, metodyką, kryteriami mierzenia efektywności, plagą testów… A co będzie za rządów ministra Czarnka?

Kiedy talibowie doszli w Afganistanie do władzy, to opanowali edukację, kobietom nakazali rodzić dzieci (bo podobno Bóg tak chce), prześladowali osoby homoseksualne i wszystkich myślących inaczej niż oni, używali policji do brutalnych represji…

– Ale ja pytałam o Polskę i ministra Czarnka…

Talibowie to jedyny właściwy punkt odniesienia dla tej postaci. Choć nie wiem, czy oni nawet byli na tyle bezczelni, by kazać się kobietom rozmnażać jak dzikom. W cywilizowanym świecie takie poglądy, jakie on głosi, nie mają racji bytu. Kropka. Czarnek proponuje katolicki dżihad, świętą wojnę. Nie ma nic do powiedzenia o ważnych sprawach resortu. A faktem jest, że polska szkoła jest – jak za komuny – autorytarna, podzielona na biednych i bogatych, że indoktrynuje na katechezie, że programy są przeładowane zbędnymi informacjami, że nie przekazuje wiedzy obywatelskiej i nie kształtuje podstawowych umiejętności społecznych. A jakby tego było mało, nauczyciele czasem sami są ciemni, bo przy tych żenujących pensjach selekcja do zawodu jest siłą rzeczy negatywna.

Czarnek zapowiedział skończenie z pedagogiką wstydu. Oczywiście, pewne kwestie mogą łączyć ponad podziałami – myślę, że niejeden weganin pochwali wybijanie zębów w średniowiecznej Polsce za jedzenie mięsa w piątek, a nawet wyrazi oczekiwanie, że obecnie będzie się je wybijać za spożywanie tego pokarmu także w pozostałe dni tygodnia.

Ostrzegam jednak ministra, że historia – parafrazując Foresta Gumpa – jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo, co się wyciągnie… A jak uczennice i studentki obiorą sobie za wzór biskupa-antyklerykała Krasickiego? Albo innego duchownego, Hugona Kołłątaja, który w roku 1794 organizował w Warszawie wieszanie biskupów-zdrajców? Albo będą dumne z socjalisty Okrzei lub Jakuba Szeli? Albo zapytają złośliwie rozmodlonych nauczycieli, czy to prawda – a takie są twarde fakty – że w Europie wieku XIX, gdy papiestwo wspierało rozbiory, a w polskich kościołach śpiewano Boże, chroń cara, jedynie lewacy upominali się o niepodległość Polski?

Od ministra edukacji i nauki – poza tym, że ja mam na koncie około 100 publikacji naukowych, a on jakieś 11 – odróżnia mnie to, że ja jestem za wolnością nie tylko dla takich, którzy mają pokrewne mi poglądy, ale dla wszystkich. Jak jakaś kobieta przed seksem z mężem modli się o poczęcie dziecka, najlepiej kalekiego – bo to wyraz szczególnej łaski bożej – to ja nie mam nic przeciwko. Jej ciało, jej wybór. Ale tak samo nie mam nic przeciwko biseksualnej kobiecie, która przed trzydziestką chce zaliczyć co najmniej setkę partnerów i partnerek. Każdy ma prawo do dysponowania własnym ciałem, a nazywanie połączenia komórki jajowej i plemnika człowiekiem to propagandowa fikcja i naukowa brednia.

Demokracja tym się różni od dyktatury, że społeczeństwo umawia się na to, że każdy ma pełną wolność, jeśli nie krzywdzi drugiego człowieka. Wszelkie zakazy i nakazy tylko temu mają służyć, maksymalizacji ludzkiej wolności.

Moje studentki i ich młodsze koleżanki, spośród których wiele protestuje przeciwko nieludzkiej decyzji organu pani Przyłębskiej, to mądre kobiety, które wiedzą, że słuszność leży po ich stronie. Gdyby Jezus wrócił na ziemię, z pewnością stałby w jednym szeregu z nimi, wszak mówił: jeden drugiego brzemiona noście. Po stronie protestujących jest nie tylko prawo, w tym konwencja o prawach dziecka (zapewniająca swobodę myśli i wolności pokojowych zgromadzeń), konstytucja (artykuł 54. każdemu zapewnia wolność wyrażania swoich poglądów), ale i sprawiedliwość. Chrystus adresuje do nich błogosławieństwa: czwarte (Szczęśliwi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem będą nasyceni) i ósme (Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie). Wrogom protestów zaś miałby tyle do powiedzenia, co mówił o faryzeuszach: nauczają, ale sami tego nie przestrzegają. Wymyślają bowiem niewykonalne obowiązki i narzucają je innym, a sami nie kiwną nawet palcem, aby im pomóc. To, co robią, czynią tylko na pokaz […]. Marny wasz los, przywódcy religijni i faryzeusze! Jesteście obłudnikami! Obchodzicie cały świat, aby nawrócić jednego człowieka. A gdy już się tak stanie, robicie z niego syna piekła, dwa razy gorszego niż wy sami.

– Myślę, że dla wielu osób Pana słowa mogą być kontrowersyjne, a nawet prowokacyjne.
Powtórzę za Jezusem: Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli. Każdy chyba wie, a przynajmniej powinien wiedzieć, że ci, co ciągle powtarzają pusty slogan: Bóg, Honor, Ojczyzna, zdradzają i biją swoje żony oraz nienawidzą obcych. Każdy wie, iż rzekoma wolność słowa kończy się zwykle w Polsce po dotarciu do miejsca pracy, w którym pracodawca – prywatny i państwowy – traktuje zwykle ludzi jak hołotę, nieledwie bydło. Każdy wie, że najgłośniej krytykujący gejów po nocach oglądają lesbijskie porno, a śnią im się najczęściej tęczowe chłopaki. Każdy wie, że najczęściej kobiety nie gwałci obcy bandyta, lecz partner, a często mąż. Każdy wie, że gole Lewandowskiego nie zmienią tego, że ludzie umierają na SOR-ach. I tak dalej.

– Ogląda Pan telewizję? Narzekamy na niektóre kanały i stacje, wymyślamy dziennikarzom od tandetnych propagandystów, a przecież to my, odbiorcy, jesteśmy współwinni, bo gdybyśmy nie przysparzali oglądalności, to chyba nawet dotowany nadawca musiałby sobie podnieść poprzeczkę.

Nie mam obecnie telewizora, ale telewizję kocham. Nie tylko oglądam, ale nawet grałem kilka razy w Trudnych sprawach, bo chciałem zrozumieć fenomen tego formatu i zobaczyć, jak to wygląda od środka. Ludzie oglądają w telewizji seriale czy filmy, więc kogoś, kto ogląda tureckiego Więźnia miłości, nie winię za jakość programów informacyjnych TVP… No i młodsi ludzie nie oglądają tradycyjnej telewizji, wolą Netflixa. Ja go uwielbiam, bo jest tam wiele dobrych seriali i filmów. Lepszych od tego, co proponują polskojęzyczne kanały ogólne.

– Czego najbardziej brakuje polskim mediom? Cierpią na jakieś specyficznie polskie choroby, czy też toczy je jakiś ogólnoświatowy wirus?

Oczywiście, media dotyka tabloidyzacja, która jest pandemią globalną. Ale cierpią one na wiele specyficznie polskich chorób. Polskie media są skrajnie nieprofesjonalne. Nieudolne. Ulegają instynktom stadnym, próbują narzucić fałszywy obraz świata. Często zwyczajnie kłamią. Trudno dotrzeć do wartościowej informacji, tonie one w zalewie śmieci i propagandy. Ludzie przez to nie mają jasności co do swoich spraw. Przez to Polska wydaje pieniądze na zbrojenia, a nie na zdrowie i edukację. Ma to ważny wymiar genderowy – jak śpiewały Świetliki, w tym kraju wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo handlarz. Słowem: tragedia.

– Coś optymistycznego na koniec?

Ostatnie tygodnie dowiodły, że wyrosło nam pokolenie inteligentnych, kreatywnych kobiet. Kobiet, które kochają wolność, równość i siostrzeństwo. Przyszłość jest kobietą! Jak pisał Sławomir Mrożek w jednym ze swoich opowiadań, zawsze trzeba się kierować na to, co nowe, co kiełkuje. Przy starym zostają prymitywy i koniunkturaliści bez zmysłu taktycznego. Kiedy – bo nie: czy – one przejmą władzę w tym kraju, zmieni to oblicze ziemi. Tej ziemi.

***

Sławomir Czapnik – dr hab. nauk o polityce i administracji, prof. UO. Autor około 100 publikacji po polsku i po angielsku. Naukowo zajmuje się m.in. myślą Karola Marksa i marksizmem, płynną nowoczesnością i teorią komunikacji. Określa się jako radykał, lubi tatuaże, słuchanie punkowej muzyki i gotowanie wegetariańskich potraw. Nie lubi głupoty, niszczenia przyrody i patriarchatu.

Tekst ukazał się w grudniowym numerze uniwersyteckiego pisma „Indeks”

.