„Psy Pana, czyli rzecz o dominikanach z opolskiej Górki”
Zasłużeni,
a zupełnie zapomniani. Pierwsi opolanie z tytułami naukowymi. Wydali pierwszego
polskiego… inkwizytora. Żyli w ubóstwie, wyrzekając się jakichkolwiek ziemskich
dóbr. Byli zakonem kaznodziejskim, doskonalącym sztukę wygłaszania kazań. Na
Górce spędzili kilkaset lat, po czym zniknęli z krajobrazu Opola, jakby
wymazani.
Prof. Anna Pobóg-Lenartowicz z Instytutu Historii UO, mediewistka specjalizująca się w historii Śląska, zebrała fakty dotyczące najmniej znanego w naszym mieście zgromadzenia zakonnego i przedstawiła je w sposób prawdziwie ekscytujący, nie zaniedbując przy tym w żadnym aspekcie swojej pracy naukowej rzetelności. Otrzymaliśmy więc monografię naukową, która śmiało może pełnić rolę ciekawej, lekkiej lektury na długie jesienne wieczory.
Beata
Łabutin: Intrygujący tytuł nadała Pani swojej nowej książce…
Prof. Anna Pobóg-Lenartowicz: Dlaczego?
Psy różnie się kojarzą. Oczywiście jako stworzenia wierne. Ale też jako psy ogrodnika. Albo całkiem pejoratywnie: psy – policjanci… Tymczasem to tylko kwestia łacińskiej nazwy zgromadzenia, o którym Pani pisze, czy tak?
Jak najbardziej. Łacińska nazwa zgromadzenia to dominicanes. Najczęściej objaśniamy ją jako pochodzącą od świętego Dominika, założyciela wspólnoty. Jednak w średniowieczu, kiedy znajomość łaciny była zdecydowanie bardziej powszechna niż dziś, ta gra słów była oczywista: canis, canis to pies, canes – to psy. Dominus, domini to pan. Czyli dominicanes to po prostu psy Pana. I tak zakonników nazywano – trochę złośliwie, trochę szyderczo, zwłaszcza, gdy dominikanie stanęli swego czasu na czele inkwizycji. Przecież pierwszym polskim inkwizytorem był nie kto inny jak wyznaczony na tę funkcję przez papieża dominikanin Peregryn z Opola. Szczęśliwie zapisał się w historii piękną kartą jako autor wspaniałych kazań i stąd przede wszystkim jest znany.
Sami dominikanie mówili o sobie, że są obrońcami wiary – do końca wiernymi. Jak psy.
Książka traktuje przede wszystkim o dominikanach opolskich, ale nie tylko.
W pierwszej jej części zarysowałam tło wprowadzające o świętym Dominiku, o okolicznościach powstania zakonu, o dominikanach w Polsce. Jednak lwia część materiału dotyczy dominikanów w Opolu, konwentu z opolskiej Górki.
Jaki był wkład dominikanów w rozwój Opola? Czy to chlubna karta?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że są dziś kompletnie zapomniani. Tymczasem byli jednym z trzech opolskich ważnych zakonów – obok jezuitów i franciszkanów, których w mieście do dzisiaj mamy. Pamięć o dominikanach natomiast zanikła, nie powrócili do miasta po 1945 roku, kiedy to ludność Opola uległa z wiadomych względów praktycznie całkowitej wymianie. Nie dość tego – w Polsce nie ma praktycznie żadnych dokumentów na temat tego konwentu. Dosłownie nic. W miarę rozglądania się w temacie robiło się więc coraz trudniej, ale to jeszcze bardziej mnie mobilizowało. No bo jak to nie ma? Trzeba poszukać. I szukałam, przede wszystkim w Czechach, ale też w Rzymie.
Trochę to trwało, a i tak moja praca nie jest jeszcze ukończona, bo materiału zebrałam co najmniej na dwie kolejne książki. W pierwszym etapie zależało mi jednak najbardziej na tym, by w ogóle opolskich dominikanów przypomnieć.
A jaką kartę zapisali w dziejach miasta? W książce pokazuję związki wspólnoty zakonnej z mieszkańcami, bo takie to były czasy, że na niewielkim obszarze niezbyt wielka społeczność licząca około 2,5 tysiąca mieszkańców, żyła wspólnie.
Z jednej strony dominikanie byli zakonem żebraczym, z drugiej byli jednak zakonem elitarnym, kładącym olbrzymi nacisk na naukę, na wykształcenie. W każdym klasztorze musiała być szkoła, i to szkoła prowadzona przez nauczyciela, który musiał mieć stopień akademicki. Posiadanie takiej szkoły – a szkoły dominikańskie stały zawsze na wysokim poziomie - było dla miasta takiego jak Opole wyróżnieniem. Tak więc już w XIV wieku mieliśmy w Opolu osoby, które ukończyły studia wyższe – właśnie w konwencie dominikanów.
Dominikanie byli też kaznodziejami – by kaznodzieją zostać trzeba było wykazać się określonymi umiejętnościami, nabywanymi w drodze nauki, trwającej zwykle około sześciu lat. Mieliśmy w Opolu kaznodziejów polsko- i niemieckojęzycznych. Tak więc dominikanie byli niewątpliwie elitą intelektualną miasta.
No i przeorami dominikanów w Opolu bywały osoby naprawdę wybitne, wykształcone na europejskich uniwersytetach.
Oczywiście bywały wzloty i upadki gdy chodzi o historię zakonników w Opolu, łącznie z ich wygnaniem z miasta w XVI wieku czy kasowaniem zakonów na początku wieku XIX. Niektórzy zakonnicy zasilili wtedy szeregi kleru diecezjalnego, najstarsi dostali od rządu pruskiego rentę, a najmłodsi musieli po prostu pójść do pracy. Oczywiście te wątki są w książce podniesione.
Po 1810 roku ślad po dominikanach opolskich zanikł. Po II wojnie światowej podejmowano próby ponownego osadzenia ich w Opolu, ale spełzły na niczym. Gdy ważyły się losy budynku po klasztorze dominikańskim, a później szpitalu władze zakonu próbowały rozmawiać na ten temat z arcybiskupem Alfonsem Nossolem, ten jednak stwierdził, że budynek obiecał już Uniwersytetowi Opolskiemu i słowa złamać nie może.
A co z kartą inkwizycyjną w dziejach naszych dominikanów? Czy zapłonęły za ich sprawą stosy?
Na szczęście nie! Peregryn Opolski został mianowany inkwizytorem w 1318 roku; stworzenie na naszym terytorium stanowiska inkwizytora było zresztą warunkiem udzielenia przez papieża Jana XXII zgody na koronację Władysława Łokietka, która odbyła się w 1320 roku. Cóż, polityka.
Tak więc w pierwszej połowie XIV wieku mieliśmy na Śląsku kilka procesów inkwizycyjnych dotyczących wspólnoty żeńskiej beginek wędrujących przez Europę, a posądzanych o herezje. Nie przewodniczył im jednak Peregryn ani nikt z Opola. Potem prowadzenie spraw inkwizycyjnych przejęli jezuici.
Jaki materiał znajdzie się w planowanych przez Panią kolejnych książkach o opolskich dominikanach i kiedy możemy się ich spodziewać?
- Przede wszystkim chcę przyjrzeć się bliżej zakonnikom przebywającym na przestrzeni wieków na opolskiej Górce, przedstawić ich pochodzenie, wykształcenie, działalność, pełnione godności i urzędy. Będzie to więc książka poświęcona konwentowi opolskich dominikanów. Druga publikacja, która jest już na ukończeniu, ma charakter źródłowy. Dotyczy nie tylko Opola, ale i dominikanów z innych konwentów Śląska, których udało mi się odnaleźć w źródłach czeskich i morawskich.
Rozmawiała Beata Łabutin
***
Książkę prof. Anny Pobóg-Lenartowicz „Psy Pana, czyli rzecz o dominikanach z opolskiej Górki” wydano nakładem Redakcji Wydawnictw Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego i wkrótce będzie można ją kupić.