Jubileuszowa uroczystość prof. Wojciecha Chlebdy
Był
urodzinowy tort, kwiaty, goście, przemówienia, księga jubileuszowa… Dominowały
słowa: wdzięczność, sumienność,
rzetelność i przyjaźń. Na telebimie w Auli Błękitnej pojawiały się kolejne
zdjęcia dokumentujące prawie półwiecze obecności profesora w naszej uczelni.
Tak przyjaciele, znajomi i współpracownicy żegnali odchodzącego na emeryturę
prof. dr. hab. Wojciecha Chlebdę, kierownika Katedry Języków Słowiańskich w
Instytucie Językoznawstwa, w przeszłości – prodziekana Wydziału Filologicznego,
dyrektora Instytutu Slawistyki, kierownika Zakładu Teorii i Praktycznych
Zastosowań Języka Rosyjskiego.
Przypomnijmy. Językoznawca, polonista i slawista (dyscyplina: językoznawstwo, specjalność: językoznawstwo polskie i wschodniosłowiańskie) jest absolwentem filologii rosyjskiej – studia w opolskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej ukończył w 1972 roku). Na naszej uczelni przeszedł wszystkie szczeble awansu naukowego: stopień doktora nauk humanistycznych uzyskał w roku 1980, doktora habilitowanego – w roku 1991, stanowisko profesora nadzwyczajnego w roku 1994. Tytuł profesora nauk humanistycznych otrzymał z rąk prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w roku 1998, a stanowisko profesora zwyczajnego uzyskał z rąk minister Krystyny Łybackiej w roku 2003. Prof. dr hab. Wojciech Chlebda uczestniczył w pracach wielu gremiów pozauczelnianych, m.in. Polskiej Akademii Umiejętności, Rady Języka Polskiego, Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk (przewodniczący w kadencji 2015–2019), Komitetu Słowianoznawstwa Polskiej Akademii Nauk (członek Prezydium w kadencji 2015–2019), a także Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów Naukowych i Komisji Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk. Autor ponad 300 publikacji, w tym czterech monografii autorskich, promotor sześciu prac doktorskich. Redaktor wielotomowego Podręcznego idiomatykonu polsko-rosyjskiego.
Spotkanie prowadzili dr Tomasz Wielg oraz dr Daniel Borysowski, a uczestniczyli w nim przedstawiciele władz rektorskich – z rektorem prof. dr hab. Markiem Masnykiem, były rektor prof. dr hab. Stanisław S. Nicieja, dziekani, wykładowcy, przedstawiciele Stowarzyszenia Polska-Wschód, Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego i Urzędu Miasta Opola, Biblioteki Głównej UO i opolskich muzeów, a także – zdalnie, profesorowie z wielu ośrodków akademickich z Polski i zagranicy.
– Kłaniam się panu profesorowi nisko za te 53 lata obecności w naszej uczelni – powiedział rektor prof. dr hab. Marek Masnyk, dodając: – Na uczelni pracuje ponad 800 pracowników naukowych. Są wśród nich tacy, o których się szybko zapomina, ale są i tacy, o których zawsze się będzie pamiętać. Pan profesor z pewnością do nich należy.
– To słodko-gorzki jubileusz – zwrócił się do profesora były rektor prof. dr hab. Stanisław S. Nicieja, – bo oto my, ludzie o duszy 30-latków, właśnie przekraczamy siedemdziesiątkę. Zaczynaliśmy razem, byłeś z nami, Wojtku, kiedy walczyliśmy o uniwersytet, a zaczynaliśmy od dwóch wydziałów, uważano nas za prowincję. Doszedłeś do tego, że twoje nazwisko jest rozpoznawalne nie tylko w naszym kraju. Był czas, kiedy opolska rusycystyka była jedną z najlepszych w Polsce. A potem przyszły lata 80., kiedy język rosyjski stał się językiem, który należało eliminować. I wtedy Wojciech Chlebda, człowiek „Solidarności”, publikuje w „Polityce” list w obronie tego języka, list odważny, w którym przestrzega: nie wolno mylić języka z ideologią! Trzeba mieć prawdziwą odwagę, żeby tak się zachować, to zasługuje na medal virtuti civilis, medal za cywilną odwagę.
Prof. dr hab. Stanisław Gajda z kolei podkreślał fakt, że prof. dr hab. Wojciech Chlebda jest jedynym reprezentantem opolskiego środowiska akademickiego w Polskiej Akademii Umiejętności: – To świadczy o niesłychanych kompetencjach profesora, który jest nie tylko autorytetem naukowym, ale i człowiekiem przez duże C.
Podobnych słów podczas uroczystości padło wiele. Także na piśmie, bo z powodu pandemii nie wszyscy mogli być obecni fizycznie: „nieprzeciętny uczony i przyjaciel”, „erudyta i wymagający nauczyciel”, „wzorzec uczonego i wychowawcy”, „życzliwy i prawy”. Do życzeń przyłączyła się także Monika Jurek, dyrektor Departamentu Edukacji i Rynku Pracy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego, która wręczyła profesorowi odznakę honorową „Za Zasługi dla Województwa Opolskiego”, Magdalena Matyjaszek z Urzędu Miasta Opola, a także Józef Bryll i Eugeniusz Brudkiewicz ze Stowarzyszenia Polska-Wschód – z ich rąk profesor (wcześniej odznaczony Medalem Mickiewicz-Puszkin) odebrał pamiątkowy medal. A z rąk dr Jadwigi Tarsy i dr Bożeny Dereń – poświęconą mu, liczącą ponad 700 stron jubileuszową księgę, którą przygotowali slawiści z całej Polski.
Oddajmy głos jubilatowi.
– Rozmach tego spotkania zburzył mój wewnętrzny spokój. Ja sobie jeszcze rano obiecywałem, że będę nieugięty, twardy… Tymczasem głos mi się łamie – tak rozpoczął swoje wystąpienie wyraźnie wzruszony prof. dr hab. Wojciech Chlebda.
– W jednym z ostatnich wywiadów, zapowiadających ukazanie się jej ostatniej książki, Dorota Masłowska powiedziała słowa, których trafność sprawiła, że sobie je wynotowałem: „Władza nad językiem sprawia, że właściwie stajesz się niezdolny do mówienia rzeczy gorących, płynących z serca, więc niedopracowanych. Bo od twojego serca do ust jest tyle węzłów, supłów, masek, ironii, że nie ma tu tego prostego przepływu. Ludzie potrafią krzyczeć, a ty musiałbyś sobie ten krzyk wystylizować i koniecznie krzyczeć coś bardzo mądrego, ale zimnego”.
– Przywołuję te słowa, bo oczywiście z zachowaniem wszelkich należnych proporcji, ja też jestem pisarzem, przynajmniej w tym sensie, że przez całe swoje życie coś pisałem. Od pierwszego wierszyka, który napisałem w wieku lat sześciu (na szczęście się nie zachował), moim naturalnym żywiołem wypowiedzi było pismo, była mowa. Wypowiadałem się w wypracowaniach szkolnych, co oczywiste, pisałem referaty, eseje, poezję, książki, słowniki, ponad 300 artykułów, ponad 300 recenzji… Młodzieńcze dzienniki, dorosłe dzienniki… Mając, dzięki tym dziesięcioleciom pracy w materii języka, pewną władzę nad językiem, odczuwam teraz dokładnie to, o czym powiedziała Masłowska. Chciałbym powiedzieć trzy zdania od serca, wykrzyczeć swoje emocje bez drżenia głosu, ale też bez szlifowania. Tymczasem mój wewnętrzny strażnik mówi: nie, nie, nie… I zwraca się do Masłowskiej: między tym, co ci dyktuje serce, a ustami, jest tyle węzłów, supłów, masek i ironii, że nie ma tu tego prostego przepływu. Siłą rzeczy muszę więc przez parę minut postylizować… To jest bardzo trudne, bo i chwila jest trudna. Uświadamiam sobie także, dzięki tak licznej obecności państwa, i dzięki tylu ciepłym, trafnym, mądrym wypowiedziom, że przepracowałem w naszej uczelni 48 lat, a jeśli uznać, że studia to też praca, to 53 lata. A to uniwersyteckie półwiecze to przecież kawał dramatycznej historii Polski.
– Punktem kulminacyjnym I roku moich studiów był strajk solidarnościowy w czasie wydarzeń marcowych 1968 r., potem był upadek Gomułki, początek epoki Gierka, a parę lat po studiach zmiany w konstytucji 76 r., początek Komitetu Obrony Robotników… To w murach naszej uczelni zapisałem się do „Solidarności”, tej pierwszej, zaznaczam. To stąd mnie zabrano do internowania, tu, jeszcze w murach WSP, witałem tę jutrzenkę wolności roku 1989, wejście Polski do NATO, do Unii Europejskiej… Tutaj przeżywałem i nadal ciężko przeżywam nadzieje, a zwłaszcza rozczarowania związane z III Rzeczpospolitą.
– Tym historycznym wzlotom i upadkom towarzyszyły wzloty i upadki dyscypliny, którą wybrałem. Ja jestem absolwentem filologii rosyjskiej i byłem świadkiem zarówno jej potęgi, bo zwłaszcza w latach 60. i 70. była jedną z najsilniejszych , jeśli nie najsilniejszą w kraju. Ale jestem też świadkiem zmierzchu filologii rosyjskiej. Proszę sobie uświadomić, że w Instytucie Filologii Rosyjskiej pracowało nas około trzydzieściorga, a od 1 października, kiedy z panią dr Ireną Danecką formalnie opuścimy uniwersytet, na wydziale pozostanie dziewięcioro rusycystów. Mimo wysiłków, inicjatyw, prób doczepiania lub podczepiania do rusycystyki nowych specjalności, specjalizacji – to pole rusycystyki nieubłaganie się kurczy. Myślę o tym z nieukrywanym smutkiem, zastanawiając się, ile jest w tym mojej osobistej winy, zaniedbań, niedopatrzeń, a ile – mówiąc patetycznie – nieubłaganych wyroków historii, tzn. skutków potężnych zmian, jakie w ciągu tego półwiecza przeszły przez nasz kraj.
– Jeśli przez te pół wieku, mimo moich pomyłek, błędów i nietrafionych decyzji coś jednak mojej macierzystej uczelni dałem, a państwa obecność i grubość tej jubileuszowej księgi zdaje się o tym świadczyć, to warto powiedzieć co, i ile, ta uczelnia dała mnie. Przede wszystkim dała mi wykształcenie, które okazało się na tyle solidne, że po wielu latach zaprowadziło mnie do miejsc, których u schyłku PRL-u nawet nie byłem w stanie sobie wyobrazić. Do Polskiej Akademii Nauk, Akademii Umiejętności, do Rady Języka Polskiego, do międzynarodowych komisji, komitetów, do różnych uniwersytetów, także za granicą – w Ołomuńcu, Poczdamie, Petersburgu… Wszędzie tam, przy moim nazwisku, stała dumna tabliczka: Uniwersytet Opolski, a czasem jeszcze, w nawiasie: Polska. I wszędzie tam, dzięki Uniwersytetowi Opolskiemu, miałem prawdziwe szczęście poznawać wspaniałych ludzi, a było tych osób, w dojrzałej fazie mojej pracy zawodowej, przynajmniej tysiąc. To osoby, które podczas wspólnie prowadzonych przedsięwzięć, podczas rozmów, wyzwań, jakie przede mną stawiały, mnie formowały. I za to chciałbym im podziękować. Nie da się wymienić wszystkich, więc symbolicznie chciałbym wyróżnić trzy osoby, z którymi szczególnie blisko pracowałem. To był profesor Stanisław Kochman, dr Halina Granatowska i profesor Irena Jokiel.
– Obejmuję serdeczną myślą wszystkich moich rektorów – od profesora Maurycego Horna, który w 1968 r. musiał stąd odejść, przeszedł do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, dziekanów – od profesora Feliksa Pluty, wszystkich dyrektorów, z którymi przyszło mi współpracować, ze szczególnym uwzględnieniem profesora Stanisława Gajdy, oraz administracji – z panią Bożeną Pytel, która w bardzo wielu sprawach mi pomogła, paniom z Biblioteki Głównej… I studentom, na których często narzekamy, a iluż z nich pracuje dziś na uczelni. Bardzo wiele wam zawdzięczam, stawialiście przede mną ciągłe wyzwania.
– Przed wami trudny czas. Mogę wam życzyć tylko jednego: róbcie swoje i zachowajcie zdrowy rozsądek, niech to będzie wasza busola, niezależnie od koniunktur wybierajcie proste drogi. Tego samego życzę pani dr Grażynie Balowskiej, która przejmie po mnie katedrę. Dziękuję też moim najbliższym współpracownikom, byliśmy jak rosyjska trojka: Wojciech Chlebda, Bożena Dereń i Tomasz Wielg, razem prowadziliśmy nasz instytut przez koleiny i koleje losu.
– Kiedy się zaczęła rozchodzić wiadomość, że odchodzę na emeryturę, zadawano mi najczęściej dwa pytania: czy nie jest ci żal zostawiać to wszystko? Nie, nie jest mi żal, bo w każdym człowieku w stosunku do innych ludzi i instytucji jest określony potencjał, który może im dać. Jeśli ten potencjał się wyczerpał, to nie ma co na siłę go sztukować. Czuję, że to, co miałem do dania mojej uczelni, to dałem i pozostawianie tu dłużej byłoby wymuszone i właśnie sztukowane. A drugie pytanie: co będziesz robił? Zanudzisz się. Otóż nie. Od paru miesięcy piszę ważną dla mnie książkę, jej najważniejszym motywem jest pamięć rodzinna, także jej brak lub niedostatek oraz różne, czasem rozpaczliwe próby jej ocalenia i sklejenia z okrawków i strzępków. To też książka o Jarnołtówku i Głuchołazach – mojej małej ojczyźnie, która mnie ukształtowała – z całą jej niemiecką przeszłością i polską historią, do której nieustannie powracam, i w której odnajduję źródła mojej tożsamości.
Tekst: Barbara Stankiewicz
Fot. Sylwester Koral