WRACAMY NA ŁAMY. „Indeks” zaprasza do lektury
Jeden z ostatnich wykładów w Złotej
Serii Wykładów Otwartych UO wygłosił prof. dr Ryszard Koziołek, literaturoznawca
z Uniwersytetu Śląskiego, znawca twórczości Henryka Sienkiewicza. Wykład nosił
tytuł: Sienkiewicz dla moich
współczesnych.
Oto obszerne fragmenty opowieści prof. Ryszarda Koziołka.
Starzeję się z Sienkiewiczem
– Wpływ Sienkiewicza wykracza daleko poza czystą literaturę – to część naszego języka, naszej wyobraźni historycznej. My Sienkiewicza mamy w głowie, nawet jeśli nie przeczytaliśmy żadnej z jego książek.
Rozmyślając nad tym, co chciałbym państwu powiedzieć, przy okazji zadając sobie coś nowego do przemyślenia, zdecydowałem się na dość prosty temat: kim jest Sienkiewicz dla moich współczesnych? Bo ja się starzeję (wiem, że ta konstatacja nie wymaga zapraszania profesora uniwersytetu), ale ja się starzeję właśnie z Sienkiewiczem. Ta myśl wydaje się dość oczywista, ale jej konsekwencje – już nie.
Dla większości z nas książki Sienkiewicza to przygoda szkolna, pozycja ze spisu lektur, której miejsce jest na półce z napisem: literatura młodzieżowa. Tymczasem macie państwo przed sobą człowieka ponadpięćdziesięcioletniego, który od zawsze, i ciągle, czyta Sienkiewicza. Pojawia się więc pytanie, czy zaprosiliście dorosłego człowieka o infantylnym umyśle czy też jest jakiś powód, dla którego Sienkiewicz jest ze mną od kilkudziesięciu już lat.
Badacz, który zajmuje się Sienkiewiczem, ma to nieszczęście, że na Sienkiewiczu w Polsce znają się wszyscy – nie ma takiego drugiego pisarza, i takiego fenomenu. Parafrazując Moliera: na świecie jest najwięcej lekarzy i znawców Sienkiewicza, każdy ma na temat jego powieści coś do powiedzenia. Są też tacy, którzy znają jego twórczość naprawdę dobrze, ale to pokolenie już odchodzi. Jeszcze kilkanaście lat temu nie był wyjątkiem dorosły człowiek, który recytował z pamięci całe fragmenty Trylogii – profesor Bralczyk jest tu najlepszym przykładem.
Ja się z Sienkiewiczem starzeję, w związku z czym całe moje życie – badacza i czytelnika – nieustannie interferuje z tą lekturą. Przywiozłem kilka ze swoich mocno zaczytanych książek, żeby zobrazować, że to życie jest życiem bardzo realnym: są tu plamy po herbacie, kawie… I notatki, które później robiłem na marginesach, już jako badacz. Sienkiewicz należy więc do kultury materialnej mojej codzienności, tak jak do kultury materialnej Polaków – jeszcze do niedawna Trylogię czy Quo vadis można było znaleźć w większości polskich domów. Ale to się kończy. Wchodzimy w porządek cyfrowy, biblioteki domowe odchodzą w zapomnienie.
Starzeję się także z wami, bo choć nie należymy do tego samego pokolenia, żyjemy w tym samym świecie, zatem jesteście, podobnie jak Sienkiewicz, partnerami tego mojego starzenia. A skoro przemijamy, skoro nasze dojrzewanie intelektualne i dojrzewanie osobiste następuje w sąsiedztwie lektur, byłoby źle, gdybyśmy myśleli o Sienkiewiczu wyłącznie z perspektywy tego, jak go zapamiętaliśmy z gimnazjum czy szkoły średniej. Zastanawiałem się też, kim jest ten pisarz, jego twórczość dla moich współczesnych, dla nas, dorosłych, samodzielnie i krytycznie myślących ludzi? Czy rzeczywiście należy go odłożyć na półkę z literaturą młodzieżową? Przejąć te wszystkie inwektywy, choćby Prusa i Świętochowskiego, że był to pisarz drugorzędny? Dla mnie jest to stawka osobista, bo gdyby tak było, to znaczyłoby, że zmarnowałem ponad 20 lat swojego życia, zajmując się pisarzem, który nie zasługuje na czytanie… Tymczasem ja uważam, że Sienkiewicz wciąż mówi nam coś bardzo ważnego.
Kiedy byłem młodym, aspirującym inteligentem (w myślach nazywałem się już intelektualistą, choć wiedziałem, że to jeszcze za wcześnie), chodziłem na plażę z książką pod pachą… Tak się wtedy chodziło, nie tylko po to, żeby czytać, ale i pokazać, co się czyta.
Ten pisarz nikomu nie pasuje
– Moja miłość do Sienkiewicza sprzęgła się z przekonaniem, że jest on przez intelektualistów, których podziwiałem, pisarzem raczej odsuniętym. Stał się znamieniem, sygnaturą sposobu myślenia, który nie budzi respektu. Później sobie uświadomiłem, że nie tylko intelektualiści, ale i rozmaite ideologie też mi go chcą zabrać. Komuniści nie mieli z Sienkiewiczem za bardzo po drodze, ale z drugiej strony, kiedy patrzymy na fenomen wydawniczy dzieł tego pisarza w Polsce – te setki nakładów – to widać wyraźnie, że był im potrzebny. Za czasów Gomułki, na przykład, znakomicie sprzedawali się Krzyżacy, bo to się sprzęgło z rewizjonizmem niemieckim i takim postendeckim modelem kultu narodu – w co Sienkiewicz został fantastycznie wmontowany. Z Trylogią było już trudniej, chociaż właśnie wtedy Jerzy Hoffman zaczął robić swoje ekranizacje – bo Sienkiewicz klasowo do socjalizmu nie pasował. Ale jeszcze gorzej było po roku 1989, bo im bardziej unowocześniało się społeczeństwo i polska rzeczywistość gospodarcza, tym bardziej Sienkiewicz wydawał się archaiczny – liberałowie uczynili z niego czarnego luda, synonim zacofania i tanich gustów, którym ludzie hołdują.
Dziś wcale nie jest lepiej, bo kiedy uświadomimy sobie bogactwo świata sienkiewiczowskich utworów, tradycję polityczną, do której się odwoływał, nazywaną w uproszczeniu tradycją Polski jagiellońskiej, wielokulturowej, wieloetnicznej, wielojęzycznej – to nie bardzo się to z dzisiejszym narodowym populizmem komunikuje.
Zatem ten Sienkiewicz nikomu nie pasuje, a jednocześnie jest jedynym pisarzem, który stał się w Polsce własnością powszechną, którego czytali wszyscy. To pierwszy pisarz, który zlikwidował podziały klasowe w czytelnictwie, bo czytali go wszyscy – czytały go kucharki, za przeproszeniem, jakby powiedział Gombrowicz, czytali go intelektualiści. On zrobił wyłom w czytaniu jako sposobie strategii kulturowej różnicowania społecznego: powiedz, co czytasz, powiem skąd jesteś, dokąd należysz, jakie masz poglądy. Czytasz Steinbecka, Twardocha, Tokarczuk – to są zarazem deklaracje polityczne, ideowe. Z Sienkiewiczem, jawnie czy skrycie, mierzyli się wszyscy. Mam poczucie, że zwłaszcza dzisiaj, w ostatnich dekadach, pozwalając sobie odebrać Sienkiewicza, pozwalamy odebrać sobie Polskę – ja wiem, że to brzmi bardzo patetycznie, więc sprecyzuję: pewną Polskę, która jest odmianą języka, jakim się posługujemy, która jest swobodnym, afirmatywnym, radosnym kontaktem z przeszłością polskiej kultury i historii. To kontakt z Polską, której już nie ma, a która dla Sienkiewicza ciągle jeszcze była rzeczywistością, Polską jagiellońską, do której był mocno przywiązany, również swoją genealogią rodzinną i zainteresowaniami historycznymi.
Przeciwko temu odbieraniu nam Sienkiewicza najmocniej dziś wewnętrznie protestuję i częścią tego protestu chciałbym się z państwem podzielić.
Przyznam, że książką, którą przez długi czas traktowałem z dezaprobatą, a ze zdań, które zaraz przytoczę, śmiałem się bardzo, uważając je za szczyt sienkiewiczowskiej naiwności, są Wiry, jedna z kilku nieudanych powieści napisanych przez Sienkiewicza już w XX wieku. Owe wyśmiewane przeze mnie zdania dotyczą bliskiego Sienkiewiczowi bohatera Wirów, niejakiego Grońskiego: Kochał bardzo szczerze Polskę taką, jaką ją chciał mieć, to jest szlachetną, oświeconą, kulturalną, jak najbardziej europejską, a jednak niezatracającą swych lechickich rysów i trzymającą w ręku chorągiew z białym orłem. Ów orzeł wydawał mu się jednym z najszlachetniejszych symbolów na ziemi.
Bawił mnie przez lata ten cytat, uważałem go za przykład takiego wishful thinking, myślenia życzeniowego. Bo jak pogodzić europejskość z przywiązaniem do polskiej tradycji? To jeden z powodów tarć w dzisiejszej polityce, patrząc na czas, moment, w którym Sienkiewicz to pisał, dostrzegam, jak bardzo był przewidujący, bo przecież to jest zadanie intelektualne dla nas współczesnych, choć pewnie bardziej dla państwa niż dla mnie. Pytanie, które stawia nam Sienkiewicz, brzmi: jak mądrze wypracować polski projekt cywilizacyjny, który pozwoliłby nie alienować się którejkolwiek ze stron i zbudować fuzję – z przywiązaniem do tradycji, szacunkiem do przeszłości, ale nie w przestrzeni świątyń pamiątek, otaczanych bezmyślnych kultem. My z tej tradycji – mówi Sienkiewicz – powinniśmy czerpać siłę intelektualną, retoryczną, symboliczną i polityczną, co pozwoli nam wypracować język i modele rozumienia naszego świata, wychodząc z tym jako propozycją i dobrem do wielkiej kultury europejskiej.
Oddziaływanie pisarstwa Sienkiewicza na początku XX w. było porównywalne z popularnością takich znanych państwu pisarzy, jak Joanne K. Rowling, Stieg Larsson czy George R. R. Martin – to był ten rodzaj sukcesu. Każdy, kto czytał, czytał wtedy Quo vadis, a we Włoszech ta książka była obowiązkowym niemal prezentem pierwszokomunijnym… Często o tym zapominamy, także za sprawą nas, polonistów, że był marką globalną, jedyną, jaką do tej pory mamy, a nie polskim pisarzem narodowym. Sienkiewiczowi udało się, wychodząc z pewnej idiomatyczności polskiej kultury, języka i polskich spraw, zbudować model literatury, który wszczepił się w kulturę światową.
Zaproszenie do rozmowy
– W pustyni i puszczy to moim zdaniem najlepsza powieść przygodowa, jaka powstała w polskiej literaturze i jedna z najlepszych, jakie powstały w tym czasie w Europie. Poza książkami Marka Twaina i R. Kiplinga trudno o inne, które mogłyby z nią konkurować. Przywołajmy początek tej powieści:
„– Wiesz, Nel – mówił Staś Tarkowski do swojej przyjaciółki, małej Angielki – wczoraj przyszli zabtje (policyanci) i aresztowali żonę dozorcy Smaina i jej troje dzieci – tę Fatmę, która już kilka razy przychodziła do biura, do twojego ojca i do mego.
A mała, podobna do ślicznego obrazka Nel podniosła swe
zielonawe oczy na Stasia i zapytała nawpół ze zdziwieniem, a nawpół ze
strachem:
– Wzięli ją do więzienia?
– Nie, ale nie pozwolili jej wyjechać do Sudanu – i
przyjechał urzędnik, który jej będzie pilnował, by ani krokiem nie wyruszyła z
Port-Saidu.
– Dlaczego?
Staś, który kończył rok czternasty i który swą
ośmioletnią towarzyszkę kochał bardzo, ale uważał za zupełne dziecko, rzekł z
miną wielce zarozumiałą:
– Jak dojdziesz do mego wieku, to będziesz wiedziała
wszystko, co się dzieje, nie tylko wzdłuż kanału, od Port-Saidu do Suezu, ale i
w całym Egipcie. Czy to nic nie słyszałaś o Mahdim?
– Słyszałam, że jest brzydki i niegrzeczny.
Chłopiec uśmiechnął się z politowaniem.
– Czy jest brzydki – nie wiem. Sudańczycy utrzymują, że
jest piękny. Ale powiedzieć, że jest niegrzeczny, o człowieku, który wymordował
już tylu ludzi, może tylko dziewczynka ośmioletnia, w sukience – ot! – takiej –
do kolan!”.
Przywołałem ten fascynujący dialog, żeby skłonić państwa do uchwycenia jego niezwykłości – oto mamy rozmowa dzieci o polityce, polityce, która jest bliźniaczo podobna do rozmów dzisiejszych.Przecież oni dyskutują o pierwszym państwie islamskim i o konflikcie między Arabami… Rozmawia ośmioletnia dziewczynka i czternastoletni chłopiec! Sienkiewicz traktuje swojego czytelnika z niezwykłą powagą, a dodatkowo – to jest samo serce dobrego realizmu, bo przecież wchodzimy w sam środek rozmowy, w dodatku o polityce. Sienkiewicz tłumaczy swoim czytelnikom, nastolatkom, zawiłe sprawy polityczne, dzisiaj tak aktualne. To trudna rozmowa o kwestii uchodźców, nowego zderzenia cywilizacji, poglądów i stereotypów z tym związanych. Ta powieść mediuje – jest to funkcja literatury, ja postrzegam ją jako budowanie przestrzeni, gdzie możemy w sposób cywilizowany rozmawiać o sprawach, które nas konfliktują, gdy rozmawiamy bezpośrednio, bo wtedy nasze argumenty nie mają żadnego filtra. To przestrzeń eksterytorialna, bezpieczna, która trochę do nas należy, a trochę jest obok…Fakt, że tak właśnie o tym myślę, jest jednym z efektów starzenia się z Sienkiewiczem – to nie jest nowa interpretacja jego powieści, to moja perspektywa się zmieniła, czas, w którym żyjemy, sprawia, że w przytoczonym fragmencie widzę poważne zaproszenie do rozmowy z dziećmi i dorosłymi o sprawach dotyczących nas wszystkich.
Folga – wartość i niebezpieczeństwo
– Od współczesnych Sienkiewiczowi przez cały XX w. czytaliśmy jego powieści jako ludzie nie w pełni suwerenni politycznie, zniewoleni w ten czy inny sposób. A zatem utarło się powiedzenie, że Sienkiewicz opowiadał niewolnikom o wolności, że jego powieści to literatura kompensacyjna, rodzaj emocjonalnego-afektywnego SPA, które pozwala nam zapomnieć o rzeczywistości, katapultować się w mniej lub bardziej odległą przeszłość… Rzeczywiście, opowiadał o ludziach wolnych, żyjących wolnością niedostępną całym pokoleniom. Zwróćmy uwagę na Ogniem i mieczem, powieść, którą Sienkiewicz otwiera w fenomenalny sposób – pisze o znakach na niebie i ziemi, zapowiadających niesłychane konflikty, po czym kamera, bo narrator działa tu jak kamera filmowa – pokazuje nam ten wszechświat i schodzi coraz niżej, a w końcu ląduje na ukraińskim stepie, wyławia kolejnych bohaterów… Pojawia się Skrzetuski, człowiek wolny, który jest u siebie, wprawdzie w służbie księcia Jeremiego Wiśniowieckiego, ale nie jest urzędnikiem, to ktoś, kto w swoim kosmosie kulturowym czuje się pewnie, jest sprawczy, potrafi słuchać rozkazów i wydawać je innym.To człowiek wolny i odpowiedzialny jednocześnie. Jego pewność siebie nie jest arogancją, nie przykrywa kompleksów, nie jest wyrazem nadekspresywności charakterystycznej dla prowincjusza. Ten portret musiał robić wrażenie na każdym, kto żył w państwie pozbawionym rodzimych instytucji, gdzie nad wszystkimi wisiało podejrzenie o prowadzenie wrogiej działalności….
Dziś żyjemy w wolnym kraju. Starzenie się z Sienkiewiczem pozwala mi spojrzeć na kwestię wolności zupełnie z innej strony. Ta odmiana wolności widoczna w powieściach Sienkiewicza w polskiej kulturze szlacheckiej nazywana była folgą. To wolność, która jest wyzwoleniem z granic, ze zobowiązań, z norm i podporządkowania. To wolność transgresywna. Sienkiewicz odkrył funkcjonalność folgi szlacheckiej także jako energii biologicznej – bez niej nie ma sukcesów militarnych, to ten rodzaj polskiego szaleństwa, które rodzi Somosierrę, szalone ataki husarii, nad którymi rozpływają się jego bohaterowie…
Sienkiewicz zobaczył w foldze i wartość, i niebezpieczeństwo, opowiedział w sposób niezwykły, zwłaszcza w Potopie, jaka jest z niej korzyść, i jak myśleć o położeniu jej tamy. Bo oto widzimy scenę, gdy do Wołmontowicz przybywa ze swoim oddziałem Kmicic – to coś na podobieństwo hordy kiboli, idących przez miasto, albo bardziej oddziałów żołnierzy wyklętych, którymi w istocie są. To wyrzutki społeczne, gorszego gatunku ludzi trudno było w całej Rzeczypospolitej znaleźć – mówi narrator. Na wszystkich ciążą wyroki – jeden spalił sąsiadowi dom, porwał dziewczynę, zamordował ludzi, innego ścigają wierzyciele, ktoś rozpędził trybunał…Narrator jest niejednoznaczny w ocenie tych ludzi, bo to są znakomici żołnierze, ale społecznie nie do zaakceptowania. Ludzie przed nimi uciekają, ale ta otaczająca ich aura siły, wolności, pogardy dla władzy i autorytetów fascynuje. Pół biedy, jeśli walczą z wrogami Polski, ale oni są niebezpieczni dla własnego społeczeństwa. Gdzie kończy się wartość takiego człowieka, który jest dumny, niezależny, ofiarny aż do samozatracenia, a jednocześnie ma w sobie niebezpieczny żywioł anarchistyczny? Sienkiewicz nam sygnalizuje, że przychodzi moment, kiedy trzeba podjąć decyzję, co z tą wolnością zrobić. Jego odpowiedź jest dość przerażająca: takich ludzi nie da się ucywilizować. Wiemy, jak kończy banda Kmicica, zostają wyrżnięci przez uczciwą, chrześcijańską szlachtę, opiekunów Oleńki. To była, jakby dziś powiedziały służby specjalne, prawdziwa operacja antyterrorystyczna.
Sienkiewicza zatem można i trzeba czytać jako powieściowy traktat o wolności politycznej, o prawach obywatelskich, o granicach wolności jednostkowej. Jest to także obraz republikańskiej polityki szlacheckiej, gdzie zderzają się aspiracje dotyczące wolności jednostkowej i słabość instytucji państwowej, która nie potrafi opanować tego niebezpiecznego żywiołu. Przyjrzyjmy się postaci Kmicica – to w gruncie rzeczy przyzwoity człowiek, ale jest w stanie robić rzeczy potworne, bo funkcjonuje w państwie, w którym źle działa prawo, nie ma instytucji, wtedy jego niszczycielska, biologiczna siła dochodzi do głosu.
Pisarz dla tzw. prawdziwych Polaków?
– Przez to, że nie czytamy Sienkiewicza, a tylko powtarzamy utarte o nim opinie, pozwalamy zawładnąć tym pisarzem przez rozmaitych polityków czy ideologów. W tych dyskusjach Sienkiewicz urasta do rangi ideologa czystości etnicznej, a więc pisarza dla tzw. prawdziwych Polaków. Czy tak rzeczywiście jest?
Wskażę państwu dwa przykłady. Pierwszy dotyczy okresu, kiedy Sienkiewicz był młodym, zdolnym, poczytnym dziennikarzem, jeszcze przed wyjazdem do Ameryki. W Pułtusku wybuchł pożar, Sienkiewicz pojechał tam i napisał tekst. Oto jego fragment: Kto by uwierzył, że na stu ochotników poczuwających się do obowiązku służenia jest 98 Żydów i Niemców, a tylko dwóch nie-Żydów i nie-Niemców? Stosunek to piękny, nieprawdaż? I pięknie świadczący o patriotyzmie i odwadze nieżydowskiej i nieniemieckiej młodzieży zamieszkującej wspólnie miasto? To szyderstwo i sarkazm odnajdą państwo pomnożony w najrozmaitszych scenach Trylogii, gdzie ów rzekomy prymat polskiej racji narodowej czy racji etnicznej jest nieustannie konfrontowany z zasługami i zaletami przedstawicieli innych narodów. Przykład, który jest mi szczególnie bliski, to scena, która nie przestaje mnie zachwycać: oto do oddziału niemieckich najemników, piechoty dowodzonej przez Johana Wernera, podchodzi służący Chmielnickiemu pułkownik Krzeczowski i namawia ich, żeby przeszli na stronę Kozaków, bo polskie oddziały są rozbite, więc nie ma sensu dłużej walczyć… Niemiec odmawia – wzięli za tę służbę pieniądze, więc będą walczyć do końca, bo honor żołnierski nie pozwala im zachować się inaczej. Zginęli wszyscy.
To jest etos żołnierski, którego przykładów na próżno szukać w literaturze. Owszem, mamy cały legion bohaterów literackich i historycznych, którzy ofiarnie poświęcili życie za ojczyznę. Ale ginąć dlatego, że się podpisało kontrakt? W dodatku kontrakt, którego druga strona nie dotrzymuje, bo zalega z żołdem? Ten piękny obraz jest z pewnością wyidealizowany, ale z jakichś powodów Sienkiewicz go namalował… Obraz niemieckiej piechoty, która w sytuacji straceńczej dotrzymuje słowa. To konfrontacja dwóch postaw: szalonych szarży małego oddziału Kmicica na przeważające oddziały Szwedów i pragmatycznych Niemców, którzy kończą śmiercią w jakimś sensie samobójczą.
Takich scen w Trylogii znajdziemy więcej, a wszystkie pokazują szacunek dla Kozaków, Tatarów, Turków… Szacunek dla odrębności.
Sienkiewicza zabili endecy
– Sienkiewicz należy do pokolenia zwanego pozytywistycznym, którego zrozumiało, że Polska nie może zostać odtworzona w swoim kształcie przedrozbiorowym, że trzeba ją niejako wymyślić na nowo. To pokolenie z jednej strony upokorzone rozbiorami, z drugiej –wrzucone w bardzo brutalną grę ekonomiczną przez wczesnokapitalistyczną rzeczywistość. My dziś tę sytuację bardzo dobrze rozumiemy. Sienkiewicz szybko pojął, że gwałtowne, szybkie wejście w tę przyspieszoną modernizację, w ten nowy świat, który obserwował, będąc w Ameryce, jest niemożliwe. To była sytuacja prototypowa dla nas dzisiejszych, bo pisarz już wtedy zastanawiał się, jak to zrobić: zachować fundamenty naszej tożsamości, a jednocześnie nie dać się zepchnąć na margines cywilizacyjnych przemian, nie przegrać w tej ostrej rywalizacji.
Sienkiewicz nie miał jasnej recepty, jak to wszystko pogodzić, ale sarkanie na niego z tego powodu byłoby dziecinne: przecież my dziś nie wiemy, jak to zrobić, co dopiero człowiek, który stał u progu tych wielkich przemian.
Na starość Sienkiewicz porzucił nadzieję na rozwiązania tego dylematu. Ale przeglądając jego korespondencję, widzimy, że myślał o nim do końca – znamienny był np. jego stosunek do legionów Piłsudskiego. Z jednej strony był przerażony, uważał, że ludzie pokroju Piłsudskiego prowadzą młodzież do kolejnej, po powstaniu styczniowym, katastrofy. Z drugiej strony mówił: może to i głupota, ale jak oni wspaniale się biją!
Był przy tym człowiekiem bardzo pragmatycznym. W ostatnich latach życia stworzył gigantyczną akcję filantropijną – jej rozmach możemy porównać z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy – mającą pomóc Polakom poszkodowanym w czasie I wojny światowej. Zaangażował w sprawę cały swój autorytet. Nieprawdopodobny sukces apelu Sienkiewicza był przede wszystkim odbiciem popularności jego pisarstwa. Papież Benedykt XV, który dopiero co wstąpił na tron, przeznaczył na pomoc Polsce datki z jednej niedzielnej tacy. Łączna suma zebrana przez komitet to prawie 20mln franków. Proszę mi pokazać pisarza, którego apel odniósł taki skutek!
Sam Sienkiewicz staje się człowiekiem coraz bardziej wycofanym, przypomina mi trochę buddyjskiego myśliciela, próbującego wypracować postawę nie tyle obojętności, co nieczułości na świat. Widzimy to wyraźnie w noweli Dwie łąki. Indyjska legenda, która mówi o dwóch światach: życia i śmierci, przypominającej sen. Narrator wyraźnie podkreśla urodę tego drugiego świata, gdzie nic nas nie dotyka, nic złego nie może już spotkać.
Sienkiewicz umiera na zawał serca. Ale ja myślę inaczej. W mojej prywatnej mitologii Sienkiewicza zabija Narodowa Demokracja. Bo dzień przed śmiercią pojawiają się u niego posłowie endeccy, intensywnie nakłaniając pisarza do politycznego opowiedzenia się po stronie jednej z opcji, potępienia aktu 5 listopada. I mimo że Sienkiewicz pod koniec życia był bliski poglądom endecji, zdenerwował się strasznie, po wielkiej awanturze wyrzucił ich za drzwi. Następnego dnia zmarł.
Niech ta wina za jego śmierć z nimi zostanie.
Notowała: Barbara Stankiewicz
***
Prof. dr hab. Ryszard Koziołek – prorektor ds. kształcenia i studentów Uniwersytetu Śląskiego, literaturoznawca, eseista, profesor w Instytucie Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego UŚ. Ceniony i wielokrotnie nagradzany, m.in.: Śląskim Wawrzynem Literackim, Nagrodą Literacką Gdynia (2010, w kategorii eseistyki za książkę Ciała Sienkiewicza), Nagrodą im. Kazimierza Wyki za wybitne osiągnięcia w dziedzinie eseistyki oraz krytyki literackiej i artystycznej. Od 2013 r. jest członkiem jury, od 2015 przewodniczącym Nagrody Literackiej "Nike". Autor m.in. Znakowanie trawy albo praktyki filologii (2011) oraz Dobrze się myśli literaturą (2016).