Koronawirus. Głos lekarza z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego
Prof. Dariusz Łątka podczas spotkania z kandydatami na kierunek lekarski UO
Epidemia, jak wojna, wydobywa z ludzi i to, co
najszlachetniejsze, i to, co najpodlejsze...
Mówi dr hab. n. med. Dariusz Łątka, prof. UO:
Czas epidemii to trudny czas dla neurochirurgii i dla wszystkich specjalności, które nie są bezpośrednio zaangażowane w walkę z wirusem, ale w tych czasach epidemia znacząco utrudnia im pomoc ludziom nieraz ciężko chorym z powodu innych chorób. To nieustanna walka o unikanie tzw. ofiar kollateralnych epidemii.
Jest skrajnie trudna w systemie opieki zdrowotnej, który działał w normalnych czasach na granicy wydolności, a w dodatku był zupełnie nieprzygotowany na epidemię.
Decydenci jeszcze w lutym zapewniali, że problem epidemii nas nie dotyczy, że Chiny są daleko, że nic się nie dzieje…., że masek to się używa przy operacjach, albo w kulturze dalekowschodniej i mnóstwo podobnych bzdetów, które każdy obywatel nie oglądający tvp info widzi gołym okiem.
W tym czasie we Włoszech z powodu epidemii umierali już pierwsi lekarze, do tej chwili umarło ich tam 80!
W Polsce także mamy bardzo wysoki odsetek zakażeń wśród personelu (najwyższy w świecie!). O czym to świadczy? O całkowitym lekceważeniu problemu zabezpieczeń personelu, drastycznych brakach w sprzęcie ochronnym i braku dostatecznej ilości testów.
Priorytet dla personelu medycznego w dostępie do testów na koronawirusa pozostaje kompletną fikcją. Lekarze i pielęgniarki własnymi siłami próbują uchronić system przed załamaniem. Mimo to co rusz zamykane są w ramach kwarantanny całe oddziały szpitalne, a tu i ówdzie całe szpitale.
To właśnie generuje problem utrudnień w dostępie do opieki zdrowotnej i ofiary kollateralne, których nie znajdziecie w oficjalnych zestawieniach. Będą przedmiotem opracowań naukowych za rok, dwa, po epidemii.
Póki co brać medyczna walczy i radzi sobie jak może, walczy o własne bezpieczeństwo i podtrzymanie funkcjonowania szpitali. Na forach lekarskich trwa wymiana przepisów na urządzenia do wentylacji pacjentów chałupniczo przerabiane z masek do nurkowania i wzorów krawieckich odzieży ochronnej do szycia przez matki i żony.
Wymieniamy się patentami na druk 3D respiratorów, czy rozgałęźników do zapewnienia wentylacji pacjentom z jednego respiratora, kontaktami z dostawcami sprzętu, angażujemy prywatne kontakty, bo czasem to szybsze niż oczekiwanie na oficjalne kanały dystrybucji.
Wściekłość i bezsilność budzi w nas obserwowanie ruchów pozorowanych, czasem absurdalnych, takich jak zamykanie plaż czy lasów, podczas gdy ruchy racjonalne (jak obowiązek używania masek) odsuwane są na bliżej nieokreśloną przyszłość. To przykre, bo mamy pełną świadomość, że najgorsze jeszcze przed nami.
Mimo wszystko nie tracimy wiary, że damy radę. Zaangażowanie ludzi jest ogromne: dotyczy to zarówno medyków z pierwszej linii, jak i licznych ludzi pracujących w szpitalu, w administracji, służbach pomocniczych - nieraz bardziej zestresowanych z powodu niedostatecznej informacji, a bez których szpital nie mógłby funkcjonować.
Spotykamy się też z licznymi wyrazami wsparcia od zwykłych ludzi, którzy przekazują sprzęt ochronny własnej produkcji, środki dezynfekcyjne, dożywiają ratowników.
Niestety zdarzają się też ludzie, którzy na widok medyka przechodzą na drugą stronę ulicy… Epidemia, jak wojna wydobywa z ludzi i to, co najszlachetniejsze i to, co najpodlejsze...
Dr hab. n. med. Dariusz Łątka, prof. UO