WRACAMY NA ŁAMY. „Indeks” zaprasza do lektury

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: WRACAMY NA ŁAMY. „Indeks” zaprasza do lektury

Na zdjęciu: Walczące jelonki rogacze (fot. M. Kozłowski)

Wszechobecna koronawirusowa przeszkoda uniemożliwiła również bezpośredni kontakt „Indeksu” z Czytelnikami. Kolejny numer musi więc poczekać na warunki umożliwiające druk, a zwłaszcza kolportaż. Do tego czasu „Indeks” będzie się tu przypominał tekstami, którym upływ czasu nie zaszkodził.

Joanna Czaja

Wiosenne zaloty w mikrokosmosie

Wiosną jest cieplej, jaśniej i… głośniej, ale śpiewają nie tylko ptaki rozpoczynające swój sezon godowy. Gdy mocniej nadstawimy uszu lub wieczorem, gdy właśnie chcemy zasypiać, usłyszymy delikatne szmery, ćwierkanie, skrzypienie, zgrzyty, tarcia i inne jeszcze odgłosy dochodzące gdzieś z trawy. To owady – małe, sześcionogie i uskrzydlone zwierzęta budzą się po zimowym odrętwieniu i rozpoczynają najstarszy i najpopularniejszy rytuał natury – gody.

Są wszędzie, chociaż nie wszędzie są mile widziane. Możemy je spotkać na kwiatach, liściach, w glebie, na powierzchni wody, na parapecie okna, a także – co już jest zdecydowanie mniej przyjemne – na własnej skórze, kiedy próbują się dobrać do naszej krwi. Mimo że owadzi mikrokosmos sąsiaduje i przenika się z naszym makroświatem, nie zawsze możemy i nie zawsze chcemy się z nim bliżej zapoznać, a jest to bardzo bogaty, różnorodny i czasami bardzo podobny do naszego świat. Podpatrując chociażby godowe zachowania owadów, możemy znaleźć wiele analogii do zachowań ludzkich. Są wśród owadów adoratorzy śpiewający miłosne serenady dla swych wybranek lub raczej wabiący je modnym szlagierem, są zalotnicy przynoszący podarki, są szpanerzy dający świetlne sygnały swym dziewczynom, są lwy parkietu porywający je do tańca, są romantycy przyciągający zapachem, ale też gwałtownicy walczący z rywalami na różne sposoby czy nawet przebijający ciało kochanki sztyletem…

Ale po kolei.

Śpiewać każdy może… To stwierdzenie bardzo sprawdza się u owadów. Śpiewają, a właściwie wydają odgłosy, przedstawiciele ponad dziesięciu rzędów owadów. Sygnały akustyczne służą im do porozumiewania się w celu obrony przed drapieżnikami, przekazywania informacji o źródłach pożywienia, a są także wykorzystywane w okresie rozmnażania. Mechanizmy wydawania dźwięków są bardzo różne. Prostoskrzydłe, chrząszcze czy pluskwiaki pocierają jedną częścią ciała o drugą. Szarańczaki (prostoskrzydłe z krótkimi czułkami) pocierają tylnymi odnóżami, na których znajdują się rzędy wyrostków, o przednie skrzydła, a pasikoniki (koniki polne z długimi czułkami) używają do pocierania skrzydeł, na których znajdują się zgrubiałe żyłki. Niektóre pluskwiaki pocierają odnóżami o odwłok, a chrząszcze odnóżami o głowę. Dźwięki mogą powstawać również podczas uderzania różnymi częściami ciała (głową, odwłokiem i stopami) o podłoże. Bardziej skomplikowane struktury do wydawania głosów posiadają cykady, u których na odwłoku znajdują się membrany zaopatrzone w mięśnie, dlatego ich głosy są bardzo intensywne i różnorodne (dochodzące nawet do 100 dB) Również podczas pracy skrzydeł mogą powstawać dźwięki o określonej częstotliwości stanowiące informację dla osobników danego gatunku.

W porze rozmnażania dźwięki stanowią u wielu gatunków istotny element zalotów ułatwiający odnalezienie i zwabienie partnerki bądź partnera. U owadów dźwięki mogą wydawać zarówno samce, jak i samice. U większości prostoskrzydłych to samce „śpiewają”, zaznaczając w ten sposób swoje terytorium. Analiza tych „piosenek” wykazała, że osobniki każdego gatunku cechuje inna melodia, a samice w morzu różnych odgłosów potrafią odnaleźć swojego wybranka (przy czym istotna jest też intensywność śpiewu). Duże samce śpiewają głośniej, a to znak dla samicy, że dany osobnik ma lepsze geny i bardziej nadaje się na ojca. Informacje o gotowości do rozrodu mogą też dawać samice. U niektórych komarów dojrzałe płciowo samice brzęczą z inną częstotliwością niż samice, które akurat… „boli głowa”, co znacznie ułatwia samcom ukierunkowanie zalotów. Niestety czasami może to prowadzić do fatalnych w skutkach pomyłek, kiedy np. zamiast partnerki do kopulacji odnajdują… rozgrzany transformator, brzęczący z taką samą częstotliwością, co chętna do rozrodu samica… Elektryzujące doznania gwarantowane.

Wśród niektórych gatunków owadów aktywnych nocą istotną rolę w trakcie zalotów odgrywa zdolność do świecenia. Takie „jaśnieoświecone” są chrząszcze z rodziny świetlikowatych i sprężykowatych oraz nieliczne muchówki i skoczogonki. Światło, a właściwie określony układ błysków, służy do porozumiewania podczas zachowań godowych. U świetlików występujących w Polsce to bezskrzydłe samice wabią samce, emitując na odwłoku światło. Uskrzydlone samce świecą znacznie słabiej. Podobnie jak w przypadku wydawanych przez owady odgłosów, tak i tutaj układ błysków jest cechą swoistą dla poszczególnych gatunków i tworzy bardzo precyzyjny kod sygnalizacyjny.

Swoją partnerkę niektóre owady potrafią wyczuć nosem, przy czym ten owadzi nos zlokalizowany jest w obrębie aparatu gębowego lub na czułkach. Wśród szeregu substancji wydzielanych przez zwierzęta bardzo specyficzne są feromony płciowe wywołujące określone reakcje u osobników tego samego gatunku. Są to lotne związki działające już w bardzo niewielkich stężeniach (około 30 cząsteczek/1mm³ powietrza) o specyficznym dla każdego gatunku składzie chemicznym. U owadów feromony płciowe są wydzielane głównie przez samice, ale są również gatunki, u których to samce wabią w ten sposób samice. Jak precyzyjny to atraktant (sygnał zapachowy, dźwiękowy lub świetlny wydawany przez zwierzęta w celu zwabienia ofiary lub partnera seksualnego) może świadczyć odległość, z jakiej są wyczuwalne. Samce niektórych ciem potrafią wyczuć samicę z odległości 3-4 km, a rekordziści z odległości nawet z odległości 13 km – służą im do tego bardzo rozłożyste, pierzaste czułki.

Kiedy już nasze owady się odnajdą, dochodzi do wymiany sygnałów, prowadzącej do kopulacji. Te tajemnicze sygnały to potrącanie się czułkami, odnóżami i skrzydłami, czyli specyficzny taniec obserwowany u wielu gatunków. Tańczą maleńkie skoczogonki i duże komarnice, motyle i ważki w locie. U skoczogonków rytuały taneczne związane są z przekazaniem przez samca nasienia w postaci pakieciku (spermatoforu), który samica musi wessać otworem rodnym, aby doszło do zapłodnienia. Samiec więc trąca partnerkę czułkami, zabiega jej drogę, pcha ją przed sobą, po czym się cofa (potrafi tak do kilkuset razy), a następnie składa przed samicą pakiecik. Cała zabawa polega na tym, aby samica umieściła ten pakiecik w odpowiednim miejscu, co zazwyczaj się udaje, ale wcale nierzadkie są przypadki, kiedy wybranka… zjada pakiecik, traktując go jako solidną porcję białka, a nie cenny materiał genetyczny.

Komarnice reprezentujące muchówki, a określane potocznie jako „komary z długimi nogami”, mają również swój bardzo specyficzny taniec, prowadzący do kopulacji. W tym przypadku samiec bawi się długimi nogami samicy, łapiąc je swoimi odnóżami, na co samica, gdy jest pozytywnie usposobiona, reaguje podnosząc nogę w górę. Wtedy samiec usiłuje przycisnąć ją do podłoża (test na siłę). Po pozytywnym przejściu testu następuje „pocałunek”, a potem kopulacja.

Prezenty to kolejny aspekt owadzich zalotów. Prezenty przynoszą samce, aby obłaskawić samicę. Takim prezentem może być upolowana ofiara, wydzieliny różnych gruczołów, stanowiące rodzaj kolacji przy świecach, zjadanej wspólnie lub tylko przez samicę. Gorzej, jeżeli takim prezentem staje się sam zalotnik… a i tak bywa. Wszystkim znana jest zła sława modliszek pożerających partnera po kopulacji (niestety, jak pokazują obserwacje, zdarza się to także przed albo, co gorsza, w trakcie). Cały problem w tym, że samice robią to cokolwiek nieświadomie. Jest to bowiem związane z przyjętą strategią polowania, polegającą na ataku i następnie konsumpcji wszystkiego, co się rusza. Oczywiście nie wszystkie samce modliszek kończą w ten tragiczny sposób. Aby spełnić swą rolę biologiczną z determinacją walczą o swe życie i próbują podejść do samicy w taki sposób, by nie zostać potraktowanym jako porcja mięska. Zbliżają się więc cichaczem, nie wykonując gwałtownych ruchów lub w trakcie posiłku samicy, kiedy ta nie jest aż tak czujna. Podobne zachowanie widoczne jest u pospolicie występujących w naszym kraju omomiłków (niewielkich drapieżnych chrząszczy). Samice z wielkim zapałem potrafią skonsumować potencjalnego zalotnika na oczach drugiego, z którym właśnie kopulują… Słowem, obrazy jak z horroru.

Ale i wśród samców nie brakuje gwałtowników, którzy muszą siłą zdobywać swoje partnerki, mimo ich wyraźnego oporu. Tak dzieje się u bardzo skądinąd sympatycznych owadów, spędzających swe życie na chodzeniu po wodzie. Mowa tu oczywiście o nartnikach - długonogich pluskwiakach widocznych na powierzchni niemal każdego zbiornika wodnego. Samice nartników bardzo zaciekle bronią się przed samcami. Próbując zrzucić zalotnika z grzbietu, wykonują salta do tyłu (co przy specyficznym podłożu, jakim jest powierzchnia wody, wymaga nie lada determinacji), a także odstraszają kolcami na odwłoku. Ten typ zachowań określa się jako zaloty siłowe, a kontrolę nad ich przebiegiem przejmuje samica.

Szczytem perwersji jest kopulacja urazowa (traumatyczna) występująca u niektórych pluskwiaków. Samce przebijają ścianę odwłoka samicy ostrym, zewnętrznym narządem rozrodczym oraz wstrzykują spermę i wydzieliny gruczołów dodatkowych bezpośrednio do krwi, pozostawiając wyraźną bliznę na odwłoku. Na szczęście większość samic przeżywa bez wyraźnego uszczerbku te ekscesy. Tyle, że całą przeszłość seksualną można zobaczyć na ich odwłoku.

W większości przypadków jednak to samica odgrywa decydującą rolę, a samce muszą się trochę potrudzić, aby zdobyć jej akceptację. Muszą bardzo często nie tylko przekonać partnerkę, ale dodatkowo odpędzić konkurentów. Walki między samcami odbywają się na różnych płaszczyznach. Może to być „inteligentna” autoprezentacja na zasadzie: lepiej i głośniej śpiewam niż tamten, mam ładniejszy garniturek czy – popatrz, jaki przyniosłem prezencik, wybierz mnie. Inne formy rywalizacji polegają na bezpośredniej walce za pomocą różnych struktur morfologicznych, czyli: kto co ma, tym się broni (lub atakuje). Znane wszystkim, ale rzadko już występujące w naszym kraju jelonki rogacze do takich walk używają właśnie rozbudowanych rogów (czyli żuwaczek – elementów aparatu gębowego), które zaciskają na głowie lub przedpleczu rywala. Można też kopać odnóżami, używać długich czułków albo długiego ryjka (chrząszcze z rodziny ryjkowców), aby przepędzić lub nawet strącić konkurenta z samicy. Czasami przepychanki trwają na tyle długo, że znudzona samica oddala się, a zacietrzewieni konkurenci dalej toczą bój, przy czym nierzadko po drodze spotyka ona kolejnego samca, z którym dochodzi do zbliżenia, cóż – gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta…

Są jednak gatunki, których samce nie dopuszczają do tego, by ich geny zostały zastąpione przez konkurencję. Dotyczy to szczególnie gatunków terytorialnych, których samce pilnują, aby samica nie odbyła kolejnej kopulacji z innym partnerem. Do perfekcji mechanizm ten opanowały samce ważek, u których u nasady odwłoka wykształciły się wtórne narządy płciowe (ewenement w świecie owadów) służące najpierw jako miotełka dokładnie czyszcząca organy rozrodcze samicy z plemników poprzednika. Dopiero po tym procederze rozpoczyna się „prawowita” kopulacja, a następnie samiec towarzyszy samicy podczas składania jaj, przyczepiając koniec odwłoka do jej „szyi”. Powstaje wtedy bardzo romantyczna konstelacja przypominająca serduszko. Samiec jest już pewien, że jego geny nie zostały zmarnowane, a na jego posiadłości rozwijają się jego dzieci…

Jak widać, wachlarz owadzich technik towarzyskich jest przebogaty i nieraz (w naszym, ludzkim pojmowaniu) ociera się o perwersję. A wszystko to sprowadza się tylko do jednego – by przekazać geny. Tak więc z sezonu na sezon w owadzim mikrokosmosie rozpoczyna się na nowo ten sam odwieczny rytuał. Każdy ma swoje sposoby i każdy próbuje pozostawić swój ślad w historii życia.

Wiele owadzich mechanizmów – choć całe szczęście nie wszystkie – można również zaobserwować i u ludzi. Czy to nasze własne pomysły, czy przodkowie gdzieś coś podpatrzyli – trudno powiedzieć. Ale skoro występują, to znaczy, że też się sprawdzają, więc pewnie nadal będą trwać.

Ale przecież życie to nie tylko fizjologia, to także problemy filozoficznej natury. Może więc obserwacja owadów skłoni nas do głębszej refleksji. Ot, choćby nad pytaniem, wobec którego nauki przyrodnicze pozostają bezsilne: Ile modliszki jest w kobiecie, a ile w mężczyźnie jelonka rogacza?

Na zdjęciu: Skoczogonki przed finalizacją długiego rytuału tanecznego (fot. M. Kozłowski)

 

1
.