WRACAMY NA ŁAMY. „Indeks” zaprasza do lektury.

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: WRACAMY NA ŁAMY. „Indeks” zaprasza do lektury.

Wszechobecna koronawirusowa przeszkoda uniemożliwiła również bezpośredni kontakt „Indeksu” z Czytelnikami. Kolejny numer musi więc poczekać na warunki umożliwiające druk, a zwłaszcza kolportaż. Do tego czasu „Indeks” będzie się tu przypominał tekstami, którym upływ czasu nie zaszkodził.

 

Posłuszni do bólu

Stanley Milgram, amerykański psycholog społeczny, zasłynął za sprawą eksperymentu, który miał na celu zbadanie skłonności ludzi do ulegania autorytetom. Pół wieku po Milgramie jego eksperyment powtórzyli psycholodzy społeczni z wrocławskiego wydziału Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej: prof. dr hab. Dariusz Doliński i dr Tomasz Grzyb. Sprawdzali, jaki poziom posłuszeństwa panuje wśród mieszkańców Polski. Eksperyment Milgrama i powtórzony po latach eksperyment wrocławskich uczonych był tematem wykładu, w Instytucie Psychologii UO wygłosił prof. dr hab. Dariusz Doliński(przed laty – współtwórca i pracownik Instytutu Psychologii Uniwersytetu Opolskiego).

Oto fragmenty wykładu pt. „Posłuszni do bólu. Milgram w Polsce”.

 – Był 20 grudnia 1984 roku. Nowy Jork szykował się do świąt Bożego Narodzenia, wszędzie stały wielkie świerki obwieszone światłami, ludzie robili ostatnie przedświąteczne zakupy. Do recepcji Columbia Presbyterian Hospital w Nowym Jorku, jednego z najlepszych ośrodków kardiologicznych na świecie, podszedł pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna, położył coś na biurku i powiedział: „Nazywam się Stanley Milgram, mam czwarty atak serca”.

– Nie mylił się. Umarł po kilku godzinach na stole operacyjnym. Umarł człowiek, który był największym psychologiem społecznym w dziejach tej dyscypliny. Człowiek, który zawsze kwestionował zastane prawdy, proponował zupełnie inne rozwiązania empiryczne i teoretyczne. Dla przykładu, w końcu lat siedemdziesiątych Stany Zjednoczone dowiedziały się, że kraj uporał się z takimi negatywnymi zjawiskami, jak uprzedzenia rasowe, antysemityzm… Stanley Milgram powiedział: nie wierzę w deklaracje werbalne, one są bardzo często zafałszowane poprzez motywy poprawności politycznej czy motywy autoprezentacyjne. Milgram mówił: wyobraź sobie, że idziesz do skrzynki pocztowej, a na chodniku pod skrzynką leży zgubiony przez kogoś list. Jest adres, adresatem jest John Smith, jest znaczek. Co zrobisz? Oczywiście, wrzucisz ten list do skrzynki. Ale wyobraź sobie, że list jest zaadresowany na wyraźnie żydowskie nazwisko Aleksandra Rosenzweiga. Co zrobisz? Jeśli nie jesteś antysemitą – wrzucisz list do skrzynki, bo jest ci wszystko jedno, czy to list do Smitha czy Rosenzweiga. Ale jeśli jesteś antysemitą, pomyślisz sobie: co będę pomagał jakiemuś Żydowi i wyrzucisz list do kosza na śmieci.

– Milgram nie tylko tak myślał. On rozrzucał po nowym Jorku listy zaadresowane do Smitha i Rosenzweiga, podając swój prywatny adres, stąd po kilkunastu dniach wiedział, jaki odsetek listów do niego trafił. Różnica wyniosła 8 punktów procentowych, na korzyść Smitha. Milgram powiedział: to jest miara antysemityzmu, nie deklaracje.

Perspektywa stuletniego echa

– Kolejny eksperyment Milgrama, psychologa społecznego pracującego na Uniwersytecie w Yale,udowodnił, że świat jest naprawdę mały: członkowie jakiejkolwiek dużej społeczności mogą być powiązani ze sobą dzięki krótkim sieciom tzw. pośrednich znajomych. Do każdej, dowolnie wskazanej osoby można dotrzeć za pośrednictwem innych osób, tzw. znajomych-znajomych.

– Nie dlatego jednak przeszedł nie tylko do historii psychologii, ale i nauk społecznych. W roku 1967, a więc 50 lat temu, powiedział do swojego doktoranta, obecnie profesora Thomasa Blanka: „Mam nadzieję, że o naszym eksperymencie będzie się mówić również za sto lat”. Sto lat jeszcze nie minęło, a badania, które Milgram miał na myśli, są najczęściej cytowane w podręcznikach do psychologii społecznej. W każdym, wydanym w Stanach Zjednoczonych, opis jego badań zajmuje średnio 20 stron. W podręcznikach psychologii ogólnej – średnio pięć stron. Nie ma innych badań, które byłyby tak dokładnie analizowane w podręcznikach. I nie wydaje mi się, żeby za kilkadziesiąt lat to się zmieniło.

– Stanley Milgram był uczniem Salomona Ascha, który badając percepcję długości odcinków, w istocie badał naszą skłonność do konformizmu, wykazując, że pod presją otoczenia ludzie są w stanie zaprzeczać najbardziej oczywistej prawdzie: widząc dwie namalowane na podłodze kreski, potrafią upierać się, że ta krótsza jest dłuższa, tylko dlatego, że nie chcą wyłamać się z grupy. Milgram poszedł o krok dalej. Interesowało go, czy ulegając presji autorytetu, jakim jest eksperymentator, i presji osób, które już go posłuchały, człowiek jest w stanie razić prądem drugiego człowieka, mając świadomość, że zadaje mu ogromny ból. Wielu psychologów społecznych skupiłoby się w tym momencie na badaniu naszego konformizmu. Geniusz Milgrama polegał na tym, że w okamgnieniu zrozumiał, że można tu wykazać coś o wiele więcej, o wiele bardziej szokującego.

– Przypomnę teraz podstawowe fakty i okoliczności. Zaczęło się od ogłoszenia prasowego, które w 1961 r. Stanley Milgram opublikował w lokalnej gazecie w mieście New Haven w stanie Connecticut: „Zapłacimy 4 dolary za poświęconą nam godzinę i pięć centów zwrotu kosztów podróży. Poszukujemy osób do badań nad pamięcią”. Do eksperymentu przystąpiło 40 ochotników w wieku od 20 do 50 lat, z różnym wykształceniem i zawodem. Uczestnik badania spotkał się, w laboratorium, z podstawioną osobą (aktorem), a eksperymentator przydzielił im role: nauczyciela i ucznia. Losowanie było sfingowane: każdy z ochotników odgrywał rolę nauczyciela, zaś aktor był uczniem. Uczestnicy myśleli, że biorą udział w badaniu, którego wyniki mają określić, w jaki sposób kary mogą wpływać na pamięć człowieka. W rzeczywistości Milgram sprawdzał zachowania osób biorących udział w tym teście – skupiał się przede wszystkim na ich bezwzględnym posłuszeństwie wobec autorytetu, jakim był eksperymentator. Ucznia przywiązano do krzesła, a jego ręce zostały podłączone do elektrod, po czym nauczyciel” wraz z eksperymentatorem udali się do sąsiedniego pomieszczenia. Tam uczestnik badania, czyli nauczyciel, siedział przy aparaturze, która posiadała 30 przycisków i pozwalała aplikować wstrząsy elektryczne o różnym napięciu – od 15 V do 450 V.

– Nauczyciel, za ścianą, wypowiadał z przygotowanej wcześniej listy różne słowa, po czym sprawdzał pamięć siedzącego w sąsiednim pokoju ucznia, który za pomocą przycisków miał wskazać prawidłowe rozwiązanie. Gdy uczeń pomylił się, nauczyciel, w ramach kary, miał zastosować wobec niego elektrowstrząsy. Z każdym popełnionym błędem moc wstrząsu była zwiększana. Nauczyciel nie wiedział, że uczeń w rzeczywistości nie był rażony prądem, a wszystkie okrzyki były odtwarzane z taśmy. Kiedy nauczyciel zaczynał się wahać, eksperymentator stanowczo odpowiadał mu, że testy należy kontynuować, a po czwartym proteście nauczyciel mówił: „nie masz wyboru”.

Krzyk cudzego cierpienia

– Okazało się, że aż 62 proc. uczestników badania zastosowało wobec ucznia największe napięcie elektryczne, tj. 450 V, mimo coraz głośniejszych okrzyków bólu, a później – przerażającej ciszy. Każdy z nauczycieli mógł wyrazić sprzeciw, ale z jakiegoś powodu wykonywał rozkazy eksperymentatora, aplikując uczniowi kolejną, niewiele większą od poprzedniej, dawkę prądu, aż do poziomu 450 woltów. Można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że gdyby od razu, już za pierwszy błąd, nauczyciel miał wcisnąć przycisk 450 V, nie zrobiłby tego. Polecenie zwiększania napięcia prądu o małe wartości nie robi na nas takiego wrażenia. Milgram, który zastanawiał się, co sprawiło, że w czasie II wojny światowej Niemcy, nacja słynąca z wielkiej kultury, byli zdolni do tak wielkiego okrucieństwa, zauważył, że przecież nie zaczęło się ono od obozów koncentracyjnych, od mordowania ludzi innych narodowości… Najpierw malowano gwiazdy Dawida, potem demolowano żydowskie sklepy, to były te właśnie drobne, stopniowe, 15-woltowe dawki…

– Kolejny mechanizm psychologiczny, jaki mógł odgrywać tu rolę, dotyczy ograniczeń samoświadomości. Bo w eksperymencie Milgrama nieustannie coś się dzieje, badany podlega ciągłej presji, nie ma czasu, żeby zastanowić się, co właściwie robi, jak jego zachowania mają się do jego norm moralnych. Warto też zwrócić uwagę na to, co działo się na długo przed tym, nim badany przyszedł do laboratorium. Bo w naszej kulturze dziecko powinno być przede wszystkim grzeczne. Grzeczne, czyli posłuszne – wobec rodziców, pani w przedszkolu, nauczyciela, osób starszych… Trudno sobie wyobrazić socjalizację opartą na innych zasadach. Problem polega jednak na tym, że jest to wymóg posłuszeństwa bezrefleksyjnego. Pytanie: „dlaczego?” jest tępione.

– Stan pośrednictwa w działaniu – takim terminem posługiwał się Milgram, omawiając wynik eksperymentu. Posłużył się przykładem dziewiętnastowiecznego rolnika, od którego decyzji, kiedy rozpocząć siew, zależało, czy żniwa będą udane. To on ponosił konsekwencje zbyt wczesnego lub zbyt późnego siewu. Milgram powiedział: „Współczesny człowiek bardzo rzadko działa, jest raczej w stanie „pośrednictwa w działaniu”: albo podejmuje decyzję, ale działa ktoś inny, albo coś robi, ale ktoś inny ponosi tego działania konsekwencje. Inaczej mówiąc – nie jest całkowicie panem sytuacji. Uczestnicy eksperymentu mogli myśleć: ja tu tylko wciskam przyciski, ale tak naprawdę działa eksperymentator, bo to on podejmuje decyzje.

– Po skończonym eksperymencie Milgram zaprosił osobę badaną, czyli nauczyciela, do swojego gabinetu i prosił, żeby na tarczy przypominającej zegar zaznaczył trzy pola: odpowiedzialności za siłę zaaplikowanego bólu – ucznia(bo gdyby nie popełniał błędów, nie byłoby kary), nauczyciela, który spełniał polecenia eksperymentatora i samego eksperymentatora, który je wydawał. Ku zaskoczeniu Milgrama okazało się, że badani największą odpowiedzialność przypisywali sobie.

Badania a etyka

– Milgram przebadał łącznie 900 osób, zdarzało się, że ktoś odmawiał dalszego udziału w eksperymencie – nikt jednak nie zrobił mu awantury, że naraża ludzi na cierpienie, odwrotnie, badani przepraszali go za to, że rezygnują… Co dowodzi, jak wielki wpływ na nasze działania mają tzw. autorytety. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne chciało wykluczyć Milgrama ze swoich szeregów – za ten właśnie eksperyment, który miał naruszyć normy etyczne. Jego członkowie prosili uczestników eksperymentu o składanie skarg na Milgrama – nie zrobił tego nikt. Badani podkreślali, że była to najgorsza godzina w ich życiu, potworny stres i napięcie, ale i nauka: jak łatwo jest człowiekiem manipulować, do jakich rzeczy jest zdolny. Po tej godzinie, mówili, staliśmy się bardziej refleksyjni, za co jesteśmy Milgramowi wdzięczni.

– Względy etyczne właśnie były powodem, dla którego psychologowie zdecydowali, że eksperyment Milgrama nie będzie powtarzany. Ale na początku XXI wieku Jerry Burger z Santa Clara University w Kalifornii prześledził zachowania badanych w eksperymencie Milgrama i zwrócił uwagę na zjawisko, które określił mianem „punktu bezzwrotnego”. Zdaniem Burgera, jeśli ktoś się nie wycofał z eksperymentu, używając dziesiątego przycisku, to ze znacznym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że już się nie wycofa, będzie wciskał kolejne. Jeśli więc chcemy się czegoś dowiedzieć o posłuszeństwie ludzi, nie musimy powtarzać pełnego eksperymentu – wystarczy ograniczyć go do dziesięciu przycisków, czyli zastosować procedurę, którą nazwał „miękkim posłuszeństwem”. Burger uzyskał zgodę na przeprowadzenie swojego eksperymentu. Chciał się dowiedzieć, czy w XXI wieku Amerykanie będą tak samo posłuszni, jak w latach 60. XX wieku. Okazało się, że jest bardzo podobnie.

– Po eksperymencie Burgera postanowiliśmy, razem z dr. Tomaszem Grzybem, przeprowadzić replikację badania Milgrama w Polsce. Były pewne ograniczenia, bo np. mogliśmy badać zachowania tylko tych osób, które nie słyszały o eksperymencie Milgrama, dlatego podczas wstępnej rozmowy eliminowaliśmy np. studentów i absolwentów psychologii… Ogłoszenie ukazało się w bezpłatnej gazecie „Metro”, rozdawanej na przystankach i ulicach, szukaliśmy chętnych do badań nad wpływem kary na proces uczenia się, oferując 50 złotych za samo przyjście do pokoju 42 w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. Tam zostali poinformowani, że w każdej chwili mogą się wycofać z udziału w eksperymencie, zachowując pieniądze… Dr Tomasz Grzyb udawał, że też jest osobą badaną, za każdym razem „losował” karteczkę z napisem: uczeń, a więc wszystko było jak w eksperymencie Milgrama. Z tą różnicą, że przycisków w urządzeniu było dziesięć. Wiąże się z tym zabawna historia, bo kiedy poprosiliśmy stolarza, żeby wykonał stosowną obudowę na generator prądu z dziesięcioma dziurkami, w którym miały znaleźć się przyciski, ten słuchał, słuchał, po czym spytał: „Czy chodzi o to, żeby to była aparatura Milgrama?”.

– W eksperyment zaangażowało się 40 mężczyzn i 40 kobiet w wieku od 18 do 69 lat. Zostali podzieleni na dwie grupy. Pierwsza grupa była badana według procedury milgramowskiej: pierwszy błąd – pierwszy przycisk, drugi błąd – drugi przycisk, aż do dziesiątego… Drugiej grupie eksperymentator polecał już po pierwszym błędzie ucznia, czyli dra Grzyba, który siedział za ścianą, wcisnąć przycisk dziesiąty. Sądziliśmy, że w tej grupie posłuszeństwo badanych będzie dużo mniejsze niż w grupie pierwszej. I co się okazało? W pierwszej grupie, tej milgramowskiej 16 osób z dwudziestu badanych wcisnęło przycisk dziesiąty. W grupie drugiej – dziewiętnaście osób, czyli prawie wszyscy badani, na polecenie eksperymentatora od razu wcisnęło dziesiąty przycisk, oznaczający 150 V. Ludzie, którzy są zaskoczeni, wypełniają pierwsze polecenie, ale być może drugiego już by nie wypełnili, słysząc krzyk człowieka za ścianą, a więc poznając konsekwencje swojego działania… Być może dziesięć przycisków to za mało, bo większość ludzi dorosłych przynajmniej raz w życiu zostało rażonych prądem o niezbyt dużym napięciu… Być może inaczej by było, gdyby przycisków było piętnaście, a piętnasty oznaczał rażenie prądem o napięciu 225 woltów…

- W dotychczasowych badaniach przeprowadzanych na świecie, za ścianą, w roli ucznia, zawsze siedział mężczyzna. My zadaliśmy sobie pytanie: co się stanie, gdy za ścianą siedzieć będzie kobieta, i to jej krzyk usłyszy nauczyciel – mężczyzna. Zakładaliśmy się, że zwłaszcza dla niektórych mężczyzn to zadanie będzie bardzo trudne. Chciałbym w tym miejscu pokłonić się nieżyjącemu już Andrzejowi Szmajkemu, który przez lata zajmował się kulturą honoru, zakładającą m.in., że mężczyzna powinien być rycerski wobec kobiet. Stąd założyliśmy, że mężczyźni, którzy mocno respektują tę zasadę, powinni odmówić uderzania prądem kobiety siedzącej za ścianą. Okazało się, że to, czy za ścianą siedzi kobieta, czy mężczyzna nie ma kompletnie żadnego znaczenia! Nawet wtedy, gdy za generatorem prądu siedzą mężczyźni, którzy akceptują kulturę honoru. Okazało się także, że bez znaczenia jest poziom empatii nauczycieli.

Siła paradygmatu Milgrama

– Myśląc o związkach badań psychologicznych z historią, zwróciliśmy uwagę na niesamowitą słabość ruchu oporu antyfaszystowskiego w Niemczech hitlerowskich – do bitwy pod Stalingradem, po której zaczęły się pojawiać takie organizacje, jak „Biała Róża” czy „Krąg z Krzyżowej” i wiele innych. Co takiego zmieniło się w umysłach Niemców? Można przypuszczać, że po klęskach hitlerowców w obywatelach Niemiec pojawiła się refleksja, że teraz dotychczasowe ofiary staną się sędziami. A im bardziej ofiary cierpiały – tym surowszymi będą sędziami. Zauważmy, że w eksperymencie Milgrama nauczyciel nie może w ten sposób myśleć – bo eksperyment się po prostu kończy, nie ma ciągu dalszego. Co by jednak było, gdyby badanie było dwufazowe? I w drugiej fazie uczeń z nauczycielem zamieniają się rolami? Czy świadomość, że za chwilę dotychczasowy nauczyciel, który raził ucznia prądem, sam będzie tym prądem rażony, powstrzyma go od posłuszeństwa? Okazuje się, że ta sytuacja nie ma najmniejszego wpływu na badanych. Być może dlatego, że w każdej chwili, a więc w momencie zamiany ról, mogli się z udziału w eksperymencie wycofać. Takiego wyboru nie mieli Niemcy w czasie II wojny światowej.

– Po eksperymencie Milgrama wielu psychologów zastanawiało się nad pytaniem: dlaczego ochotnicy nie wycofali się z udziału w badaniach, skoro niezależnie od podjętej decyzji, mogli zachować zaoferowane im wynagrodzenie. Pomyśleliśmy, że przyczyna mogła być całkiem odwrotna: właśnie fakt, że z góry dostali wynagrodzenie, mógł obligować ich do wypełniania poleceń, odpracowania tej gratyfikacji. W związku z tym w naszym kolejnym badaniu połowa osób dostała po 50 złotych od razu, przed przystąpieniem do badań, osoby z drugiej grupy miały dostawać po 5 złotych za każdy błąd ucznia. Sądziliśmy, że badani z drugiej grupy, po kolejnym błędzie ucznia, a więc zarobieniu np. 20 złotych, powiedzą: dość, nie chcę waszych pieniędzy, nie chcę narażać człowieka za ścianą na dalsze cierpienia. Niestety, stopień posłuszeństwa w obu grupach badanych był taki sam.

– Podczas naszych badań, a badaliśmy różne czynniki, doszliśmy do wniosku, że posłuszeństwo ludzi jest niezwykle duże! Świadczy to o sile sytuacji, sile paradygmatu Milgrama, że ludzie naprawdę z niezwykłą łatwością podporządkują się autorytetom, przełożonym… Milgram robił też badania dotyczące ludzkich przekonań, pytając: jak sądzisz, jaki odsetek badanych wciskał ostatni przycisk generatora? My robimy podobne badania, ale skupiamy się na badaniu efektu pn. „lepszy od przeciętnego”. Pytamy: jak sądzisz, który przycisk generatora, jako ostatni, wcisnąłby przeciętny Polak? A który ty byś wcisnął? Odpowiedzi potwierdzają efekt „lepszy od przeciętnego”. Według badanych przeciętny Polak wcisnąłby wszystkie, łącznie z dziesiątym, przyciski, sami badani natomiast są pewni, że przerwaliby eksperyment bardzo szybko.

Notowała: Barbara Stankiewicz

Prof. dr hab. Dariusz Doliński jest psychologiem, przewodniczącym Komitetu Psychologii Polskiej Akademii Nauk. Pracuje na Uniwersytecie SWPS, jest dziekanem Wydziału Zamiejscowego we Wrocławiu, gdzie kieruje Katedrą Psychologii Społecznej. Napisał wiele książek, m.in.: „Orientacja defensywna”, „Psychologia wpływu społecznego”, „Psychologia reklamy”, „Techniki wpływu społecznego” i „Posłuszni do bólu” (2017) – książka napisana wspólnie z dr. Tomaszem Grzybem – o polskiej replikacji eksperymentu Milgrama. Redaktor naczelny „Polish Psychological Bulletin”. Publikuje w prestiżowych czasopismach, takich jak: „Journal of Personality and Social Psychology”, „Personality and Social Psychology Bulletin”, „Journal of Experimental Social Psychology” oraz „European Journal of Social Psychology”. Autor i współautor około 200 publikacji.

 

 

 

 

 

 

 

 


.