Odszedł Kazimierz Kutz, doktor honoris causa Uniwersytetu Opolskiego

Zdjęcie nagłówkowe otwierające podstronę: Odszedł Kazimierz Kutz, doktor honoris causa Uniwersytetu Opolskiego

Kazimierz Kutz był wybitnym reżyserem filmowym, teatralnym i telewizyjnym, a także politykiem - przez kilka kadencji posłem i senatorem. W lutym 2019 r. skończyłby 90 lat.

10 marca 1997 roku, podczas święta Uniwersytetu Opolskiego został wyróżniony najwyższym laurem akademickim – otrzymał tytuł doktora honoris causa naszej uczelni.

Kazimierz Kutz urodził się 16 lutego 1929 roku w Szopienicach. Przez całe swoje życie był związany z Górnym Śląskiem, który znał, kochał i który był inspiracją dla jego twórczości, w tym Tryptyku Śląskiego, czyli filmów: „Sól ziemi czarnej", „Perła w koronie" i „Paciorki jednego różańca". Wyreżyserował ponad dwadzieścia filmów fabularnych i wiele przedstawień teatralnych. Dwukrotnie został laureatem Złotych Lwów na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych – za obrazy: „Paciorki jednego różańca” i „Zawrócony”.

Pogrzeb wybitnego reżysera odbędzie się 28 grudnia 2018 r. Kazimierz Kutz zostanie pochowany na cmentarzu przy ul. Sienkiewicza w Katowicach, gdzie spoczywa wielu wielkich artystów i osoby zasłużone dla Śląska.

Odszedł Wielki Człowiek. Zostanie pochowany 28 grudnia 2018 r. w Katowicach. Żegnamy go ze smutkiem i poczuciem straty.

***

Tekst opublikowany w „Indeksie”, nr 2, marzec 1997 r.

„Artysta zuchwale miłujący”

Kazimierz Kutz uhonorowany szóstym tytułem doktora honoris causa Uniwersytetu Opolskiego

Sześciokrotnie nasza uczelnia nadała już tytuły doktora honoris causa, w tym trzy razy jako uniwersytet. Ostatnio wyróżniono tym tytułem Kazimierza Kutza, który w dniu święta Uniwersytetu Opolskiego 10 marca 1997 r. odebrał z rąk rektora Stanisława S. Nicieji dyplom Honoris Causa Doctoris.

W grudniu ubiegłego roku Senat zdecydował o przyznaniu tytułu reżyserowi, wcześniej uzyskując od recenzentów opinie o pisarskim i filmowym dorobku Kutza. Recenzentami byli: prof. Henryk Kluba – rektor PWSTiF w Łodzi oraz prof. Tadeusz Miczka z Uniwersytetu Śląskiego. Laudatorem – prof. Marian M. Drozdowski – UO. Na uroczystość przybyli przyjaciele i znajomi: Franciszek Pieczka, Jerzy Trela, Jan Miodek; rektorzy zaprzyjaźnionych uczelni, krytycy, pisarze, przedstawiciele polskiej kinematografii, władze miasta i województwa.

 „Ten magister godny jest doktoratu honoris causa” – powiedział w swoim wystąpieniu prof. Marian M. Drozdowski. Stwierdził m.in., iż „Kazimierz Kutz jest wielka indywidualnością twórczą, która wniosła wartościowy wkład do całej polskiej kultury, a w szczególności do kultury Śląska”. Ten „zuchwalec” – dodaje profesor -  darzy swoje postacie wielką miłością.

Kazimierz Kutz powiedział na wstępie swojego wykładu, zatytułowanego „Polska – kompleks pleców odwróconych”, że mówienie o Górnym Śląsku to coś takiego, jak uczestniczenie w Golgocie. Już na sam dźwięk tych słów coś się w nim ścina „i adrenalinuje, w głębi rośnie bulwa, która uniemożliwia artykulację. To nie jest przyjemność. Górny Śląsk, niestrawny ochłap dla Polski, który – na dodatek – źle trzyma się uzębienia. Normalnie, psy w takich przypadkach zakopują taki kawałek w ziemi i szukają łatwiejszego chleba. Ja nie mam takich możliwości.” Zakończył wystąpienie słowami: „Bóg historii patrzy w naszą stronę. Pamiętajmy jednak: każdy Bóg, nawet ten, który rządzi historią – a może on zwłaszcza - może polubić nawet największych grzeszników, ale nie odpuści niedojdom! Dawniej Śląsk był nieodzowny dla interesów gospodarczych Niemiec, dziś w Polsce, poharatany, stał się kulą u nogi je młodożennej gospodarki rynkowej.

Eksploatowany przez 250 lat, zdewastowany i wycyckany do dna, słyszy dziś głos ludzi, którzy chcieliby się go pozbyć. Oto prawdziwy paradoks historii! Przez 75 lat wmawiano Ślązakom skłonność do separatyzmu, a teraz taka wolta! Być może w niedalekiej przyszłości ludzie ci będą rządzić Polską i zaczną Polską kupczyć. Gdyby co, pozwólmy im – niech próbują uszczęśliwiać nas na siłę.  Bo przecież nie będą opychać Śląska Rosji?

Ale gdyby jeszcze po stokroć większa paranoja pojawiła się przed nami, gdyby Śląsk wystawiony został na licytację nawet na perskim rynku, to nic, bo jak długo my sami będziemy chcieli tutaj żyć i tą ziemią władać, tak długo będzie ona nasza. Damy sobie radę. Bo jak to się mówi – wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie będzie już takiej siły, która mogłaby zepchnąć nas z europejskiego gościńca i odebrać nam świadomość miejsca i czasu. Ale dziś mieć tylko świadomość - to za mało. Dziś trzeba działać!”

Wystąpienie Kutza zostało owacyjnie przyjęte przez licznie przybyłą na uroczystość młodzież akademicką i pracowników UO. Akcentem kończącym uroczystość były życzenia od studentów, złożone przez studenta IV roku historii Marka Białokura, oraz kwiaty wręczone Kutzowi przez piękne dziewczyny z naszej uczelni, ubrane w ludowe śląskie stroje. (…)          

WP

***

Rozmowa z Kazimierzem Kutzem, „Indeks” nr 2, marzec 1997 r.

„Uciekłem ze strefy rozpaczy”

Na uroczystości nadania panu doktoratu honoris causa w swoim wystąpieniu powiedział pan m.in.: „Jestem tak wzruszony, że gdybym był dziewczynką, to chyba bym się rozpłakał”. Czy łzy nie przystoją mężczyznom?

Jak najbardziej. Myślę, że każdy mężczyzna miał takie chwile, gdy płakał. Kobiety płaczą z byle powodu, bo tak się cudownie odreagowują i może dlatego dłużej żyją. Mężczyzna to tłamsi w sobie, musi zdarzyć się coś bardzo przykrego, by płakał. Radość, którą dzisiaj odczuwałem, nie była powodem do płaczu. Raczej płakałem w chwilach tragicznych dla mnie, w sytuacjach, gdy czułem się całkowicie bezbronny. Gdy mężczyźni płaczą, to jest coś o wiele bardziej przykrego niż płacz kobiet.

Musiał pan opuścić Śląsk, ziemie, które – jak pan deklaruje – są panu bardzo bliskie. Czy płakał pan wtedy?

Ostatni raz wyjeżdżałem ze Śląska, gdy było tu potwornie, w stanie wojennym. Wyjeżdżałem w czarnej rozpaczy, w samopoczuciu, któremu blisko było do płaczu. Czułem tak straszny smutek, że właściwie to nawet nie chciało mi się płakać. Zwłaszcza, że miałem świadomość, że nie wyjeżdżam przecież daleko i że Śląska nie tracę na zawsze. Musiałem uciec z tej strefy rozpaczy, bo rozpacz jest czymś strasznym, uczuciem wyniszczającym, które może spowodować śmierć psychiczną. W stanie wojennym to, co działo się na Śląsku mogło do tego doprowadzić. Ja przed tym uciekłem. Uciekałem z ulgą, jak zwierzę, miałem w sobie wewnętrzny przymus ucieczki.  Gdy szczury stłamsi się na pewnej, zbyt małej przestrzeni, gdzie źle się czują, one umykają. Jak ma się rozstrój nerwowy i chce się pomóc swojej psychice, trzeba  zmienić tę sytuację zanim dojdzie do nieodwracalnych zmian w głowie. Ja do tego nie dopuściłem, uciekłem.

Czy zatem możliwy jest powrót do miejsc, które wywołują ból i tęsknotę?

To miejsce ma się w sobie, wyjazd nic nie zmienia. Tam, gdzie człowiek się rodzi, tam jest przypisany, to jest jego jakby Ziemia Święta. To zależy, czy mu to coś daje, czy z tego korzysta, czerpie siły; może go to osłabia? Gdy dojrzałem do śląskości, odkryłem, że jest to taka moja własna wartość. Nie muszę jeździć na Śląsk, by go czuć, bo ja mam go w sobie. Jeżdżę na Śląsk jak na inhalacje, patrzę, co się dzieje, ale nie muszę tego robić. Jestem częścią tego wszystkiego.

Pana wystąpienie było jednak pełne smutku, brzmiała w nim nuta rozgoryczenia.

Nie było goryczy; raczej rozmyślania człowieka, czuję się historykiem amatorem, więc mogę o tym mówić. Historia Śląska nie była i nie jest wesoła. Ja to robię, bo to są dla mnie źródła energii. Trzeba pobudzać, albo przez prowokacje umysłową, albo artystyczną – przez spowodowanie złości. Chodzi o to, by docierać do ludzi myślących, burzyć pewien spokój wewnętrzny i stereotypy, dlatego, że Polska, Europa, świat, my tu wszyscy jesteśmy teraz w bardzo ważnym miejscu. Jak się sami za to nie weźmiemy, to kto to zrobi? Pragnąłem, by to moje wystąpienie było pobudzające. A jeśli budzi kontrowersje – ja od urodzenia jestem kontrowersyjny, nawet jeśli nic się nie dzieje, to ja zaraz coś zrobię, by się działo, ponieważ nuda jest najgorsza.

Wspomniał pan również o pogmatwanych dziejach Ziemi Opolskiej. Czy zamierza pan jej poświęcić jakiś film?

Nie wiem. Jestem wręcz organicznie zrośnięty z tamtym, czarnym Śląskiem, który był polski już przed wojną, tu wielkie dramaty rozgrywały się po niej. Nie czuję, by to były moje sprawy, nie jestem do nich upoważniony, Śląsk katowicki zbyt różni się od opolskiego. Nie tworzę też na zamówienie, do tworzenia trzeba mieć jakiś wewnętrzny nakaz, impuls.

Macie uniwersytet, wykształcą się tu ludzie, z których część na pewno będzie pisarzami, tutaj zaczną się rodzić nowe talenty, choć potrwa to ze dwadzieścia lat. W cenie zaczyna być to, co rodzinne, niepowtarzalne. Na Górnym Śląsku i tutaj obserwuję zachłanną radość z powodu powrotu do Śląska. Jak się przyjrzę, to cała wielka literatura ukazuje tęsknotę za dzieciństwem bądź utraconą ojczyzną, domem, ziemią. Po tej bazie będą mogli poruszać się przyszli pisarze. To będzie istniało zawsze, idzie w dobrym kierunku, bo jesteśmy nareszcie wolni.

Czy nakręcił pan – w swoim mniemaniu – dość filmów?

Z osiemnaście – mogło być gorzej, mogło być lepiej. Ale mam duży szacunek do swoich słabości, których ma sporo. Nie mam głowy do kobiet, alkoholu, może więc połowę czasu zmarnowałem. Na Boga świętego, być może to było ważniejsze niż robienie filmów… Człowiek ma obowiązek być szczęśliwym, a filmy to tylko zawód.

Widywano mnie z wieloma kobietami i tak jakoś mi szło w życiu, że jak zmieniałem po siedmiu latach żony, to potem byłem siedem lat wolny. To były lata wspaniałe, po czym znowu – jak idiota – się żeniłem (…). Naprawdę dużo czasu poświęcałem przyjaźniom z kobietami, pięknymi kobietami. Ponieważ piękne dziewczyny narażone były na różne niebezpieczeństwa, ja je otaczałem opieką człowieka, który je kocha za to, że  są piękne  i nieszczęśliwe. Nie były to lata zmarnowane, to były cudowne przeżycia, które zostają człowiekowi na zawsze.  A przy tym robiłem filmy. Jak na mój charakter i ta dużo z siebie dałem.

Czy do teraz otacza pan opieką młode, nieszczęśliwe, piękne kobiety?

Tak oczywiście, Wie pani, reżyser to taki wspaniały zawód, że cały czas ma się kontakt z babami. Teraz to jest fantastycznie, bo mam prawie siedemdziesiąt lat, a przy kręceniu „Sławy i chwały”  przeszły przez moje ręce – proszę mnie źle nie zrozumieć – tabuny cudownych młodych aktorek (…). To dla mnie wielka przyjemność i niebywały luksus, człowiek staje się młodszy. Nie zamieniłbym się nawet z biskupem.

Rozmawiała Małgorzata Lis

***

Kazimierz Kutz o sobie i Śląsku (cytat z książki „Śmierć jak kromka chleba”, A. Madej, J. Zajdel):

„Przez 20 lat stroniłem od tych miejsc – najbrzydszych, jakie znałem, bo leżących na przedpolach piekła. Wróciłem w to miejsce, bo okazało się jedynym na świecie i samo upominało się  o to. W oparciu o nie snuję swoje fantasmagorie o Śląsku”.  

      


6
6
6
6
6
6
.